AktualnościReprezentacja młodzieżowa U-21
Pawłowski: Na wyjeździe też potrafimy wygrywać
Od razu po powrocie do Polski byłem przekonany, że wyjazd dał mi bardzo dużo. Biorąc pod uwagę ostatnie występy, nie jestem już tego tak pewien – opowiada nam Bartłomiej Pawłowski, pomocnik reprezentacji Polski do lat 21, który wrócił do świetnej formy sprzed roku. Zawodnik Lechii Gdańsk opowiedział o pobycie w Maladze, powrocie do ekstraklasy oraz nadchodzącym meczu kadry Marcina Dorny z Grecją.
Po roku spędzonym w Hiszpanii wróciłeś na stare śmieci i od razu w pierwszej kolejce graliście z Jagiellonią, w której zaczynałeś przygodę z ekstraklasą. Białystok nie okazał się dla Ciebie zbyt szczęśliwy.
Ciężko nazwać to powrotem na stare śmieci, bo oprócz rocznej przygody z Malagą, spędziłem w Polsce całe życie. Mecz z Jagą zupełnie mi nie wyszedł. Byłem w lepszej dyspozycji od kolegów na treningach, więc zagrałem od początku. Mówiąc szczerze, spodziewałem się więcej po sobie. Trener przed meczem ustalił założenia taktyczne i gdy zobaczył, że nie mecz nie układa się po jego myśli, zmienił mnie. Nie mam do niego żadnych pretensji. Trener ma swoje przemyślenia i sposoby na to, żeby Lechia grała jak najlepiej. W meczu z Zawiszą też zmienił dwóch graczy: jednego przed i jednego tuż po przerwie. Od razu dało to pozytywny impuls. Dopóki zmiany wprowadzają nową jakość do zespołu, dopóty żaden zawodnik nie będzie narzekał, że to akurat on musiał zejść z boiska. Czasami potrzebny jest kopniak w tyłek, żeby się obudzić i zacząć grać lepiej.
Wydaje się, że z każdym kolejnym spotkaniem się rozkręcasz, łapiesz lepszą formę.
Tak się właśnie czuję. Z każdym meczem wyglądam sto razy lepiej. Przed sezonem mówiłem, że przez rok nie grałem regularnie w piłkę i potrzeba mi występów. Widzę, że moje zapowiedzi były trafione, bo coraz lepiej czuję się na boisku.
Po 7 kolejkach Lechia jest na 7 miejscu w tabeli. Wciąż jednak po dobrych spotkaniach przychodzą bardzo słabe. Do Gdańska trafiło bardzo wielu nowych zawodników, może zespół potrzebuje jeszcze zgrania?
To jest kluczowa sprawa. W każdym spotkaniu graliśmy inną jedenastką, nie mamy jeszcze ciągłości. Wciąż przychodzą nowi zawodnicy. Możliwe, że paru graczy dojdzie do nas przed zamknięciem okna transferowego. Przed meczem z Zawiszą mieliśmy problem na lewej obronie, bo Leko (Leković – przyp. red.) miał problemy z łydką. Podczas treningów sprawdzany był „Grzelu” (Piotr Grzelczak – przyp. red.), ale trener postawił na nowego lewego obrońcę, który przyszedł zaledwie parę dni wcześniej. Nie był chyba do końca przygotowany i szybko spalił się psychicznie. Współczuję mu, bo wiem przecież, jakie to uczucie zostać szybko zmienionym. Na szczęście zmiana przyniosła oczekiwany efekt. Wiadomo, że początki zespołu, który jest praktycznie budowany od nowa, zawsze są trudne. Myślę, że za jakiś czas zaskoczymy i powalczymy o europejskie puchary.
Po przedsezonowych sparingach zaczęło mówić się, że Pawłowski w Lechii może grać wszędzie – od środka pomocy, przez oba skrzydła i pozycję nr 10, do ataku. Gdzie Ty się najlepiej czujesz i widzisz w zespole Machado?
Na tych wszystkich pozycjach zagrałem już nawet w tym sezonie ekstraklasy… Za nami dopiero kilka spotkań, a byłem wystawiany już w ataku, na boku, a z Wisłą przez chwilę nawet na „ósemce”. Przez ostatnie dwa lata najczęściej grałem jako skrzydłowy. Z kolei w juniorach byłem napastnikiem. Ciężko powiedzieć, na jakiej najlepiej się czuje, ale wydaje mi się, że najrówniej grałem na boku. Tu mam największe pole manewru.
Chciałbym chwilę porozmawiać o Twoim pobycie w Hiszpanii. Doskonale pamiętamy Twoje problemy z trenerem Schusterem, więc nie będziemy do nich wracać. Powiedz jednak, czy ten rok czegoś Cię nauczył? Oprócz języka, który – jak wiemy – poznałeś całkiem nieźle.
Od razu po powrocie do Polski byłem przekonany, że wyjazd dał mi bardzo dużo. Biorąc pod uwagę ostatnie występy, nie jestem już tego tak pewien. Myślę, że w wielu aspektach poprawiłem umiejętności czysto piłkarskie. Nie miało się to nijak do formy, która była bardzo słaba. Trochę odbiło mi się to czkawką. Na pewno nie uważam, że całkowicie straciłem ten rok. Zobacz, jak Malaga o mnie walczyła… Kibice nawet uznali mnie w pewnym momencie za najlepszy transfer tamtego okienka. Zacząłem grać od samego początku, zadebiutowałem z Barceloną. Potem coś, niestety, przestało iskrzyć. Trener zaczął stawiać na chłopaków, którym bezgranicznie ufał. Bez różnicy, jak wyglądali na treningach, miał swoich ulubieńców. Są dwa rodzaje zawodników: ściągani przez trenera i ci, którzy przychodzą z woli klubu. Ja należałem do tych drugich, więc ze startu miałem troszkę gorszą pozycję.
Czujesz, że był to stracony rok?
Bardziej zastanawiam się, czy nie można było lepiej wykorzystać tego czasu? Miałem parę innych propozycji z klubów belgijskich i niemieckich. Wybrałem jednak Hiszpanię, która zawsze bardzo mnie pociągała. Czułem, że jestem gotowy sprawdzić się w mojej ulubionej lidze. Myślę, że nie pomyliłem się za bardzo, bo nie jest łatwą sprawą przyjść nowemu zawodnikowi do klubu i wywalczyć miejsce w podstawowej jedenastce na ligowe spotkanie z Barceloną. Na pewno dawałem z siebie sto procent na każdym treningu. Wiadomo jednak, że forma spada, gdy nie gra się regularnie.
Odczuwałeś słabszą dyspozycję również na zgrupowaniach kadry U-21?
Z każdym kolejnym moja forma była gorsza. Rozmawiałem o tym wielokrotnie z trenerem Marcinem Dorną, który doskonale to rozumiał. Powołania na kadrę bardzo mi pomogły w tamtym czasie, bo wreszcie mogłem zaliczyć jednostkę meczową. W Maladze nie było zespołu rezerw, więc zawodnicy poza składem meczowym po prostu nie grali.
Myślisz czasem co by było, gdybyś nie wyjechał lub dostawał więcej szans od trenera?
Wiadomo, że na dzień dzisiejszy niczego już nie zmienię, ale tak, czasem gdybanie pojawia się w głowie. Z jednej strony nie żałuję wyjazdu do Malagi. Miałem okazję trenować z lepszymi piłkarzami, na pewno czegoś się od nich nauczyłem, podszkoliłem umiejętności. Z drugiej strony, nie pojawiałem się zbyt często na boisku, więc nie wiadomo, gdzie byłbym teraz, gdybym został na ten rok w Polsce lub wyjechał do innego klubu.
Kadra do lat 21 już 9 września zagra z Grecją w decydującym starciu o awans na mistrzostwa Europy 2015. Zwycięstwo będzie oznaczało, że macie pewne miejsce w barażach.
Do awansu z drugiego miejsca wystarczy nam nawet remis. Przy porażce też jest na to szansa, ale nawet nie ma sensu myśleć w taki sposób. Jedziemy do Grecji wygrać to spotkanie i pewnie dostać się do baraży. Mam sygnały od kolegi z drużyny, Mawrudisa Bugaidisa, który regularnie gra w greckich młodzieżówkach, że specjalnie wywożą nas na jakieś klepisko, gdzie jak popada, nie da się grać w piłkę (śmiech). Oby nie padało!
Nie napawa optymizmem fakt, że do tej pory w eliminacjach graliście świetnie w Polsce, a na wyjazdach udało Wam się wygrać tylko na Malcie.
Tak samo jest w przypadku Turcji, Szwecji i Grecji. Widać, że atut własnego boiska ma ogromne znaczenie w piłce młodzieżowej. Zawodnicy lepiej czują się w domu, grając przy własnej publiczności, na swoim stadionie. Czas, żebyśmy pokazali, że na wyjeździe też potrafimy wygrywać.
Rozmawiał Aleksander Solnica
Więcej w najnowszej POLSKIEJ PIŁCE.