AktualnościReprezentacja A
Mecz zrywów na remis. Szalone spotkanie w Warszawie!
To spotkanie pozostanie w pamięci kibiców na długo. Po meczu obfitującym w emocje, sytuacje i przede wszystkim bramki reprezentacja Polski zremisowała 3:3 z Chorwacją w czwartej kolejce Ligi Narodów. Gole dla biało-czerwonych strzelili Piotr Zieliński, Nicola Zalewski i Sebastian Szymański.
We wtorkowy wieczór bardzo ciekawie zrobiło się już na godzinę przed pierwszym gwizdkiem sędziego, a to za sprawą składu biało-czerwonych. Względem starcia z Portugalią sprzed trzech dni Michał Probierz zdecydował się wymienić aż połowę piłkarzy. Obecność Marcina Bułki w bramce była publicznie zapowiedziana, a Jakuba Kiwiora w miejsce chorego Sebastiana Walukiewicza – spodziewana. Specjalnego zdziwienia nie wywoływały również zmiany na prawym wahadle (Jakub Kamiński za Przemysława Frankowskiego) i w środku pomocy (Jakub Moder za Maxiego Oyedele). Prawdziwą sensację wywołał dopiero brak Roberta Lewandowskiego, którego zastąpił Kacper Urbański. Wkrótce potem selekcjoner w wywiadzie telewizyjnym wytłumaczył w taki stan rzeczy urazem kapitana naszej drużyny.
Bez jednej ze swoich największych gwiazd, choć to akurat było wiadome już wcześniej, musieli sobie radzić również goście. Mateo Kovacić, który w ostatnim czasie znajdował się w bardzo dobrej formie, nie bierze udziału w październikowym zgrupowaniu, przebywając przy żonie i wspólnie wyczekując narodzin dziecka. Względem wrześniowego starcia z Polakami trener Zlatko Dalić zdecydował się ponadto posadzić na ławce Duje Ćaletę-Cara, Marko Pjacę i Bruno Petkovicia. Do jedenastki wskoczyli za nich (i za Kovacicia) Martin Erlić, Ivan Perišić, Martin Baturina oraz Andrej Kramarić.
W początkowej fazie meczu to Polacy dłużej utrzymywali się przy piłce, próbując przemieścić się z nią w okolice pola karnego gości. Dwójkowej akcji na jeden kontakt próbowali Szymański ze Świderskim, a z wysokości szesnastki płaskie podanie wykonał Kamiński. Te akcje nie zakończyły się nawet oddaniem strzału, ale już kilkadziesiąt sekund później, w 5. minucie, po dryblingu i przytomnym zagraniu Urbańskiego przed dobrą szansą stanął Zieliński. Pełniący funkcję kapitana zespołu pomocnik Interu nie zastanawiał się długo i skorzystał z dogodnej pozycji uderzając lewą nogą. Piłka przetoczyła się jeszcze po jednym z rywali i zaskoczyła Livakovicia. Biało-czerwoni objęli prowadzenie!
Mimo korzystnego wyniku Polacy w kolejnych minutach nie rezygnowali z zakładania wysokiego pressingu i cierpliwego budowania ataków. W rozegraniu od własnej bramki chętnie uczestniczył ustawiony przed szesnastką Bułka, dzięki czemu stoperzy mogli ustawiać się szerzej, utrudniając obronę Chorwatom. Choć groźnych akcji przez dłuższy czas to nie przynosiło, to jednak dawało wrażenie dużego spokoju i dobrej organizacji. W pierwszym kwadransie imponować mogła koncentracja i determinacja w grze defensywnej – nasi rywale nie oddali w tym okresie ani jednego strzału.
Zmieniło się to – niestety – w 19. minucie spotkania, kiedy rzut wolny na wysokości naszego pola karnego wykonywał Luka Modrić. Jego dośrodkowanie jeszcze wybiliśmy, ale wtedy do futbolówki spadającej kilkanaście metrów od naszej bramki dopadł Borna Sosa i genialnym wolejem doprowadził do wyrównania.
Stracony gol odmienił obraz gry. Teraz to Chorwaci rozgrywali piłkę na naszej połowie boiska i zbyt łatwo znajdowali się z nią coraz bliżej naszej bramki. W konsekwencji w 24. minucie po szybkiej wymianie podań między Petarem Sučiciem i Martinem Baturiną ten pierwszy płaskim uderzeniem w dalszy róg bramki pokonał Bułkę.
Zaledwie dwie minuty później fatalny błąd popełnił Dawidowicz, który podał piłkę w ten sposób, że tuż przed naszym polem karnym przyjął ją Sučić i momentalnie dograł prostopadle do Baturiny. 21-letni pomocnik Dinama Zagrzeb posyłając futbolówkę między nogami Bułki do asysty dorzucił bramkę. W nieco ponad 300 sekund sprawiający przez wcześniejsze 20 minut wrażenie mających wszystko pod kontrolą Polacy otrzymali trzy ciosy i zamiast prowadzić 1:0, przegrywali 1:3. A niewiele brakowało, by po atomowym uderzeniu Erlicia z 30. minuty było jeszcze gorzej.
Okres od 20. do 30. minuty był jak z koszmaru. Polacy stracili nie tylko prowadzenie, ale też pewność siebie i początkowy animusz. Mieli problem z wyjściem z własnej połowy, oddawali piłkę do najbliższego partnera, a kiedy tylko próbowali czegoś bardziej ryzykownego, szybko tracili posiadanie.
Przebudzenie nastąpiło dopiero w 35. minucie, gdy z dość bliskiej odległości i ostrego kąta uderzał Kamiński. Być może nie poszły za tym kolejne ataki biało-czerwonych, ale za to i Chorwaci nieco spuścili z tonu. Na kilka minut przed przerwą Dawidowicza zmienił Kamil Piątkowski i gdy wydawało się, że będzie to ostatnia godna odnotowania sytuacja z końcówki pierwszej połowy, po akcji Kamińskiego z Zielińskim i sprytnym zagarnięciu piłki przez Zalewskiego, ten ostatni mocnym uderzeniem przywrócił nas do meczu.
O tym, jak bardzo było nam tego potrzeba, najlepiej świadczą kolejne sekundy spotkania. Biało-czerwoni nabrali wiatru w żagle i w doliczonym czasie gry po fantastycznym prostopadłym podaniu Szymańskiego do wyrównania powinien był doprowadzić Kamiński. Niestety w jego pojedynku z Livakoviciem górą był chorwacki golkiper.
Druga odsłona gry rozpoczęła się podobnie jak pierwsza – od ataku gospodarzy, a konkretnie Zalewskiego. Szarżujący w swoim stylu 22-latek ściął akcję do prawej nogi i mimo asysty dwóch rywali zdołał oddać dość groźny strzał. Sparował go jednak Livaković.
W 55. minucie jeszcze lepszą paradą wykazał się Bułka, który przeniósł nad poprzeczką silne i precyzyjne uderzenie z dystansu Modricia. Po chwili po długim podaniu za skracającą pole gry naszą obronę swoją szansę miał Andrej Kramarić. Doświadczony napastnik mógł wyjść sam na sam z polskim bramkarzem, jednak dzięki błyskawicznemu powrotowi Piątkowskiego musiał się spieszyć, co wpłynęło na jakość jego strzału. Chorwaci poczuli w tym momencie krew i w 58. minucie uderzał jeszcze Perišić – na szczęście prosto w Bułkę. Golkiper Nicei był w tym okresie najbardziej zapracowanym człowiekiem na PGE Narodowym, bo po chwili sięgał jeszcze futbolówkę, która po strzale Igora Matanovicia i rykoszecie zmierzała w górny róg bramki, a po kornerze genialnie zatrzymał główkę jednego z Chorwatów.
Reagując na kolejny fragment dominacji gości, trener Probierz zdecydował się na potrójną zmianę. W miejsce Kamińskiego, Modera i Świderskiego na placu gry zameldowali się Ameyaw, Oyedele i Lewandowski. Już minutę później po centrze Szymańskiego ten ostatni omal nie sięgnął piłki będąc tuż przed bramką Livakovicia.
W 69. minucie meczu „Lewy” odwdzięczył się „Szymiemu” dograniem przed szesnastkę, a ten w swoim stylu, mając wokół siebie sporo miejsca, pewnym uderzeniem zdobył swoją piątą bramkę w narodowych barwach, a czwartą za kadencji Michała Probierza. Biało-czerwoni znów mieli remis!
To był mecz z kategorii tych, dla których ogląda się piłkę. W 73. minucie Polacy mogli objąć prowadzenie, gdy po silnym uderzeniu Oyedele piłkę w ostatniej chwili wyblokował jeden z defensorów. Na kwadrans przed końcem na stadionie znów podniosła się wrzawa, choć tym razem z innego powodu. Do spadającej na połowie Chorwatów futbolówki biegli z dwóch różnych stron Lewandowski i Livaković. Bramkarz gości zdołał wyprzedzić 36-latka i wykopać piłkę, brutalnie go przy tym atakując.
W obliczu gry w przewadze nasi reprezentanci chcieli jeszcze bardziej podkręcić tempo. Do końca spotkania gra toczyła się właściwie już wyłącznie na połowie Chorwacji, ale przez dłuższy czas nie przekładało się to na groźne sytuacje. Dopiero w czwartej minucie doliczonego czasu gry po indywidualnym zrywie Ameyawa i przerzucie Szymańskiego pozycję strzelecką dobrym przyjęciem wypracował sobie Urbański. 20-latek huknął, ale niestety niecelnie. Więcej szans już nie było. Polacy po meczu, w którym pokazali dwa skrajnie różne oblicza, zremisowali z Chorwatami. I choć pozostaje niedosyt, to we wtorek na PGE Narodowym przeżyliśmy niezapomniane emocje.
15 października 2024, Warszawa
Polska – Chorwacja 3:3 (2:3)
Bramki: Piotr Zieliński 5, Nicola Zalewski 45, Sebastian Szymański 69 – Borna Sosa 19, Petar Sučić 24, Martin Baturina 26.
Polska: 12. Marcin Bułka – 3. Paweł Dawidowicz (38, 2. Kamil Piątkowski), 5. Jan Bednarek, 14. Jakub Kiwior – 13. Jakub Kamiński (62, 17. Michael Ameyaw), 20. Sebastian Szymański, 8. Jakub Moder (62, 6. Maximillian Oyedele), 10. Piotr Zieliński (74, 16. Bartosz Kapustka), 21. Nicola Zalewski – 7. Kacper Urbański, 11. Karol Świderski (62, 9. Robert Lewandowski).
Chorwacja: 1. Dominik Livaković – 6. Josip Šutalo, 5. Martin Erlić (80, 12. Nediljko Labrović), 4. Joško Gvardiol – 14. Ivan Perišić, 10. Luka Modrić, 13. Petar Sučić, 19. Borna Sosa – 16. Martin Baturina (80, 21. Luka Sučić), 22. Igor Matanović (60, 11. Ante Budimir), 9. Andrej Kramarić (69, 7. Marco Pašalić).
Żółte kartki: Zieliński – Gvardiol, Baturina, Budimir.
Czerwona kartka: Livaković.
Sędziował: Alejandro Hernández Hernández.