AktualnościReprezentacja A
Robert Lewandowski najlepszym piłkarzem na świecie!
– Dobrze wiem, że wiele osób rozpoczyna sprawdzanie wyniku meczu od tego, czy Robert Lewandowski zdobył bramkę – mówił ostatnio napastnik Bayernu Monachium i reprezentacji Polski. Dziś nie trzeba specjalnie sprawdzać, bo świat od tej informacji huczy: FIFA wybrała go najlepszym piłkarzem 2020 roku. Po raz pierwszy w historii taka nagroda spotkała Polaka.
Nie było gali, bo w nowej rzeczywistości być jej nie mogło. Ale imprezę, flesze, wejście na scenę już Robert Lewandowski przeżył, był rok temu w Paryżu na show pod hasłem „Złota Piłka”. Miał wtedy i swój moment, był wyluzowany oraz w formie, ale wszystko odbyło się z nutką rozczarowania w głosie. Ósma pozycja, ledwie 44 punkty i ponad sześćset straty do Messiego. Dlatego nie będzie żalu, nawet jeśli w 2020 kto inny rozdaje najważniejsze statuetki. Najważniejsze, że ta dla najlepszego trafiła we właściwe ręce.
To przecież dla niego Karl-Heinz Rummenigge poszedł krok dalej. – Zadzwoniłem do Gianniego Infantino, prezydenta FIFA, by powiedzieć mu, że byłoby niemiło, gdyby przy 2020 roku, roku bez przyznania Złotej Piłki, było puste miejsce. Najważniejsze ligi pomimo koronawirusa skończyły grać, rozstrzygnięto europejskie puchary, a najlepsi piłkarze zrobili różnice. Lewandowski największą – stwierdził prezes Bayernu Monachium, dodając, że „niemożliwym było osiągnąć w tym roku więcej od Polaka”.
Bo co trzeba byłoby zrobić? W pierwszej kolejności pokonać Bayern, który w 2020 roku przegrał tylko raz, z Hoffenheim (1:4) pod koniec września, gdy był niecałe trzy dni po wyczerpującym – i zwycięskim! – starciu z Sevillą o Superpuchar Europy. Na spotkanie Bundesligi Hansi Flick zmienił skład, Lewandowski wszedł na boisko dopiero przed upływem godziny gry. Porażka się jednak zdarzyła, wyjątek na długiej, liczącej aż 41 wygranych i tylko pięć remisów liście.
By pokonać Bayern trzeba najpierw zatrzymać najlepszego strzelca, co już było wyzwaniem najczęściej ponad siły rywali. Owszem, we wrześniu w trzech kolejnych meczach Superpucharu Europy, Bundesligi i Superpucharu Niemiec (z Borussią Dortmund) nie trafił ani razu do siatki, ale błędem byłoby założenie, że zaliczył spadek formy. Z Sevillą to on asystował przy golu na 1:1, z Borussią stworzył swoimi zagraniami dwie bramki.
Skupienie rywali na Lewandowskim to skutek jego reputacji, która przynosi często przypominany przez Polaka efekt: więcej miejsca mają na ofensywne popisy inni. Tego nie da się zmierzyć w statystykach boiskowych, ale to widać tam, gdzie to najważniejsze – w gablocie z pucharami. Bayern w każde rozgrywki w 2020 roku wchodził jak po swoje. Problemy? Czasem zdarzyły się wyboje, które z siłą konsekwencji oraz jakości w grze pokonywali. A nawet jak nie szło, to strzelał Lewandowski.
Statystycy też mają o nim takie zdanie. – To najbardziej wartościowy zwycięzca tej nagrody. Nikt nie grał tak konsekwentnie na światowym poziomie, jak Robert Lewandowski – piszą eksperci StatsPerform, czołowej firmy dostarczającej piłkarskie dane. Bez podziału na kategorie, niezależnie od nałożonych ram czasowych na czele wciąż jest Lewandowski. Ktoś spojrzy wyłącznie na rok 2020, inny – jak wspomniani analitycy – na specyficzny okres od 20 lipca 2019 do siódmego października. Im wyszło 60 trafień w 52 występach, w ciągu 445 dni z których aż 82 trwał w Niemczech piłkarski lockdown.
Uśredniając te popisy strzeleckie Lewandowskiego statystycy pokazują dobitną przewagę Polaka nad innymi. W wybranym przez nich okresie napastnik trafiał średnio co 76 minut, po co czwartym jego strzale piłka lądowała w siatce.
I weź tu go zatrzymaj: nie tylko w momencie strzału, ale też gdy może zagrać. Bo przecież od lat obserwujemy proces, który w 2020 roku miał swoją kulminację, choć niekoniecznie oznaczającą jego zakończenie. W minionych dwunastu miesiącach zaliczył aż szesnaście asyst, ale znów warto zadać sobie pytanie, jakie to były podania? Czy najprostsze rozwiązanie w danej sytuacji, czy jednak przykład kompletności Lewandowskiego jako piłkarza?
Odpowiedź pewnie każdy zna, ale materiał dowodowy zawsze się przyda. W meczu Polski z Holandią piłkę posłał do Kamila Jóźwiaka jeszcze z własnej połowy, przeciwko Arminii w październiku był tym, który piłkę dośrodkowywał, z Bośnią i Hercegowiną podał w pierwszym kontakcie wspaniale, nad głowami innych do Karola Linettego, a mocnym kandydatem na najbardziej genialne jego zagranie w tym roku jest asysta „raboną” czy „krzyżakiem” z Schalke.
Zbigniew Boniek we włoskich mediach powiedział, że to nie jest „efekt żadnej szkoły”. – Mistrzowie mają inną wrażliwość. To największa różnica między byciem dobrym piłkarzem, a fenomenem jak Lewandowski, Messi czy Ronaldo – mówił w Tuttosport. Do tego trzeba jednak dojść i w dniu przyznania mu tej nagrody trzeba stwierdzić, że takiego najlepszego piłkarza nowoczesny futbol jeszcze nie miał. Dominacja Argentyńczyka oraz Portugalczyka to efekt tego, że ich talenty rozbłysnęły jeszcze, gdy byli nastolatkami.
Poprzednim mistrzem najważniejszego plebiscytu piłkarskiego w danym roku, który mógłby się z Lewandowskim porównywać był George Weah, który do 22 roku życia grał i strzelał w Afryce. Przed Polakiem w najwyższych ligach swoich krajów debiutowali, nie będąc zmuszonymi do przebijania się przez niższe poziomy, inni zdobywcy Złotej Piłki: Zinedine Zidane, Matthias Sammer, Pavel Nedved, Andrij Szewczenko, czy Fabio Cannavaro... Tego, co przeszedł Lewandowski – włącznie z odebraniem karty piłkarza z sekretariatu największego klubu w kraju, momentu najczęściej równoznacznego z zakończeniem kariery przed jej startem – nie da się z jego poprzednikami porównać.
Ta ścieżka stanowi do dziś o jego wyjątkowości, nawet jeśli jest nieco zapomniana lub w tej jego najważniejszej chwili nie tak celebrowana. Ale tym, którym ma pomóc – pomoże. Zainspiruje, da lekcję i pokaże, ile człowiek może. – On zawsze chciał więcej, dążył do poprawy – mówi teraz o nim chyba każdy. Ale ile to go kosztowało i ile dziś to znaczy wie pewnie tylko sam Lewandowski.
Nagrodą jest ten ostatni okres, który oznacza dla niego zgarnianie zasłużonych nagród dla piłkarza roku. Wybierali go koledzy piłkarze w Niemczech, wskazali dziennikarze włoskiego Tuttosport, teraz decyzję podjęli selekcjonerzy, kapitanowie i dziennikarze będący w kapitule FIFA. – To jego wielki sen, cel i myślę, że nikt w równym stopniu nie zasługuje na nagrodę tak, jak on – mówił w środę Hansi Flick. Może inaczej nie wypadało, ale przecież trudno trenerowi Bayernu zarzucić, że przesadza. Nie po takim roku, nie minuty po meczu w którym to znów Lewandowski strzelonymi golami dał drużynie zwycięstwo.
Ma jednak Flick rację mówiąc, że to coś więcej, niż tylko ten rok, że wyróżnienie Lewandowskiego podkreśli lata pracy, wspinania się na szczyt, gonienia geniuszy i wreszcie wyprzedzania ich, nie tylko w rankingach popularności. Bo, koniec końców, liczy się „zielone”, a on na boisku zgarnia wszystko.
Michał Zachodny