AktualnościFederacja
Historyczny triumf Rakowa! Ekipa Papszuna wydarła zwycięstwo Arce w finale
Raków Częstochowa po bardzo dobrym, emocjonującym spotkaniu pokonał w finale Fortuna Pucharu Polski w Lublinie Arkę Gdynia 2:1. Bohaterem meczu został Ivan López, który strzelił gola i zaliczył asystę przy decydującym trafieniu Davida Tijanicia. Wcześniej bramkę dla pierwszoligowca zdobył Mateusz Żebrowski. Dla obchodzącego w tym roku stulecie powstania Rakowa to pierwsza wygrana w Pucharze Polski w historii.
– Rola faworyta nie jest łatwa, bo to Arka Gdynia nie będzie miała nic do stracenia. Jednak my się do niej przyzwyczailiśmy, występujemy z tym piętnem w lidze od dłuższego czasu. Musimy to udźwignąć – mówił przed finałem Fortuna Pucharu Polski Marek Papszun, szkoleniowiec Rakowa Częstochowa.
Z pozoru rywalizacja wiodącego zespołu PKO Ekstraklasy, który na pewno znajdzie się już na podium rozgrywek na zakończenie sezonu, z drużyną z niższej ligi jednoznacznie wskazywała faworyta. Historia z ostatnich lat, a także dobra forma Arki sugerowały jednak, że Raków w finale Fortuna Pucharu Polski czeka ciężka przeprawa. Potwierdziły to już pierwsze minuty starcia na Arenie Lublin. Gdynianie szybko przeprowadzili dwie groźne akcje oskrzydlające, a jedna z nich niemal zakończyła się golem. Mateusz Żebrowski odważnie przedarł się lewą stroną boiska, wbiegł w pole karne Rakowa i mocno uderzył prawą nogą, ale piłka powędrowała obok słupka.
Zawodnicy z Częstochowy mogli odetchnąć z ulgą, ale doskonale wiedzieli też, że ostrzeżenia Arki nie można zlekceważyć. Raków zaczął grać swoją piłkę, składnie budując akcje ze swojej połowy. Często i z dobrym skutkiem robił to zwłaszcza Kamil Piątkowski. Reprezentant Polski nie bał się brać na siebie odpowiedzialności. – Po transferze do Rakowa wykorzystałem nowe możliwości w stu procentach. Dużo od siebie wymagałem. Trenowałem indywidualnie, pracowałem z psychologiem, stosowałem dobrane odpowiednio diety. Wszystko złożyło się na to, w jakim miejscu się znalazłem. To dla mnie ogromny bodziec do dalszej pracy. Widzę, że to, co robię, ma sens i przynosi efekty. Jestem coraz lepszym zawodnikiem, ale także człowiekiem – podkreślał w rozmowie z Łączy Nas Piłka Piątkowski.
W 21. minucie Fran Tudor dobrze dośrodkował piłkę z prawej strony boiska, w polu karnym doszedł do niej Marcin Cebula, ale jego strzał był niecelny. Po chwili ten sam duet przeprowadził kolejną akcję. Znów zacentrował aktywny Tudor, Cebula wywalczył pozycję i doszedł do uderzenia głową, ale nie potrafił umieścić futbolówki w bramce Arki.
Rzęsiście padający w pierwszych fragmentach spotkania deszcz w niczym nie przeszkadzał zawodnikom, którzy nie odpuszczali i ambitnie walczyli o swoje. Wszak obie drużyny zapowiadały przed spotkaniem, że zdobycie Fortuna Pucharu Polski jest dla nich marzeniem. Później nad Lublinem wyszło słońce i doczekaliśmy się kolejnych akcji ofensywnych. Bardzo aktywny był Ivan López, który popisał się paroma efektownymi zagraniami. Po stronie Arki z dystansu spróbował Juliusz Letniowski, ale uderzenie było niecelne. W odpowiedzi strzelał Ben Lederman, ale zbyt lekko, aby pokonać pewnie spisującego się w bramce Kacpra Krzepisza, bohatera zespołu w Gdyni w półfinałowym starciu z Piastem Gliwice. 20-latek przez 90 minut plus doliczony czas gry i dogrywkę nie wpuścił ani jednego gola, a w serii rzutów karnych zatrzymał strzał Bartosza Rymaniaka i wprowadził Arkę do finału. – Teraz myślę już tylko o 2 maja. Cztery lata czekałem na swój finał – zdradził w rozmowie z Łączy Nas Piłka. Finałowe starcie w 2017 roku, w którym Arka pokonała 2:1 Lecha Poznań, oglądał bowiem jeszcze sprzed ekranu telewizora. Dziś dostał szansę napisania swojej historii.
Po przerwie od razu doczekaliśmy się zmian w każdej z drużyn. Marek Papszun zdjął z boiska Igora Sapałę, a wpuścił w jego miejsce Marko Poletanovicia. Dariusz Marzec zostawił zaś w szatni Juliusza Letniowskiego, a desygnował do gry Marcusa da Silvę, najlepszego strzelca drużyny (cztery trafienia). Zawodnicy Rakowa doskonale wiedzieli, ile polski Brazylijczyk daje Arce i że nie można spuścić go z oka ani na chwilę.
W 47. minucie, po dośrodkowaniu w pole karne Arki, doszło do zamieszania i zawodnicy Rakowa sygnalizowali zagranie piłki ręką przez Michała Marcjanik. Prowadzący spotkanie Paweł Gil nie odgwizdał jednak „jedenastki”. Po chwili sprawdził również swoją decyzję na VAR i uzyskał potwierdzenie – podjął dobrą decyzję.
Częstochowianie ponownie wymieniali serię krótkich podań, czekając na dobry moment na zaskoczenie przeciwnika. W 53. minucie w polu karnym Arki znalazł się niepilnowany Andrzej Niewulis. Środkowy obrońca Rakowa błyskawicznie uderzył lewą nogą, ale obok bramki. Po chwili z akcją wyszli piłkarze z Gdyni i… niespodziewanie objęli prowadzenie. Mateusz Żebrowski mocno dośrodkował piłkę w pole karne i… ta wpadła za kołnierz bramkarzowi Rakowa. Dominik Holec źle obliczył tor lotu futbolówki i faworyt musiał odrabiać straty.
Trener Marek Papszun pokazywał zawodnikom, aby zachowali spokój i konsekwentnie grali swoje. Zespół do boju chciał poderwać niezwykle aktywny Ivan López. Hiszpan popisał się dryblingiem przed polem karnym Arki, przełożył piłkę na prawą nogę i strzelił, lecz został zablokowany. Częstochowianie wywalczyli kolejny w tym spotkaniu rzut różny, po których zawsze było groźnie pod bramką Krzepisza. W 63. minucie w roli głównej wystąpił Ben Lederman, który odebrał piłkę i po chwili zdecydował się na strzał. Było naprawdę blisko!
Gdynianie nie zamierzali się tylko bronić. W 72. minucie na uderzenie z dystansu zdecydował się Żebrowski, lecz tym razem doskonale obronił Dominik Holec. Po chwili bramkarz Rakowa popisał się jeszcze lepszą interwencją, odbijać strzał Macieja Rosołka. 26-latek robił wszystko, aby zrehabilitować się za puszczonego gola, ale Raków przede wszystkim potrzebował wyrównania. I przyszło, w 81. minucie spotkania. Ivan López dopadł do piłki w polu karnym Arki, strzelił z pierwszej piłki i trafił!
Zespół Marka Papszuna nie zamierzał na tym poprzestać i chciał rozstrzygnąć mecz w regulaminowym czasie gry. W 89. minucie Raków przeprowadził kolejną zabójczą akcję. Piłkę ponownie wyprowadził – a jakże – Ivan López, wydawało się, że mógł zagrać do kolegi w pierwsze tempo, ale przetrzymał futbolówkę i doskonale wiedział, co robi. Po chwili dośrodkował prawą nogą w pole karne Arki, a tam do futbolówki doszedł Szelągowski i zgrał do wprowadzonego w końcówce spotkania Davida Tijanicia, który dał ekipie z Częstochowy prowadzenie i – jak się później okazało – zwycięstwo. Obchodzący w tym roku stulecie powstania Raków, po raz pierwszy w historii wygrał Puchar Polski. W pełni zasłużył na tak duży sukces.
Paweł Drażba, Lublin
2 maja 2021, Lublin
Raków Częstochowa – Arka Gdynia 2:1 (0:0)
Bramki: Ivan López 81, David Tijanić 89 – Mateusz Żebrowski 57.
Raków: 28. Dominik Holec – 4. Kamil Piątkowski, 6. Andrzej Niewulis, 24. Zoran Arsenić (80, 17. Petr Schwarz) – 7. Fran Tudor, 10. Igor Sapała (46, 20. Marko Poletanović), 8. Ben Lederman (85, 14. Daniel Szelągowski), 11. Ivan López, 77. Marcin Cebula (80, 43. David Tijanić), 23. Patryk Kun – 21. Vladislavs Gutkovskis (68, 18. Jakub Arak).
Arka: 30. Kacper Krzepisz – 17. Fabian Hiszpański (58, 9. Artur Siemaszko), 15. Arkadiusz Kasperkiewicz, 29. Michał Marcjanik, 3. Haris Memić, 14. Luis Valcarce (58, 21. Kacper Skóra) – 16. Adam Deja, 26. Adam Danch, 10. Juliusz Letniowski (46, 8. Marcus Vinícius), 77. Mateusz Żebrowski (80, 18. Paweł Sasin) – 39. Maciej Rosołek.
Żółte kartki: Kasperkiewicz, Marcus Vinícius.
Sędziował: Paweł Gil (Lublin).