AktualnościFederacja
Jacek Cyzio: Trabzonspor? Legia nie ma się czego bać!
Zespół Legii wydaje się być lepiej przygotowany mentalnie i fizycznie do gry w Lidze Europy niż przed rokiem. Uważam, że teraz poradzi sobie z Trabzonsporem – przekonuje Jacek Cyzio, który w trakcie kariery bronił barw zarówno Legii Warszawa, jak i zespołu z Trabzonu. Były napastnik opowiedział nam również parę ciekawych anegdot z czasów gry w Turcji. Zapraszamy do lektury!
Występował Pan w obu drużynach, które w czwartek zmierzą się w meczu fazy grupowej Ligi Europy. Czy lata 1989-1993, kiedy bronił Pan barw Legii Warszawa a potem Trabzonsporu, były najlepszymi w Pana karierze?
Chyba tak. Chociaż, gdy na początku przygody z piłką trafiłem z Cracovii do Pogoni Szczecin, miałem tylko 18 lat, a już grałem w podstawowym składzie ekipy z ekstraklasy. Były więc też inne dobre okresy w mojej karierze. Jednak czasy gry w Legii, największym klubie w Polsce, a później w Trabzonsporze, wspominam chyba najcieplej. Z warszawskim zespołem nie udało mi się co prawda wywalczyć mistrzostwa, ale przynajmniej zdobyliśmy krajowy puchar. Później przyszedł transfer do Trabzonsporu. W 1991 roku bardzo niewielu Polaków grało w Turcji. Wyjeżdżając, nie wiedziałem nawet, gdzie ten Trabzon leży…
To dlaczego wybrał Pan akurat ten kierunek?
W tamtych czasach nie było menedżerów. Nikt nie stał za zawodnikiem i nie podpowiadał mu, dokąd ma przejść. W sezonie 1990/1991 graliśmy w Pucharze Zdobywców Pucharów, między innymi przeciwko Manchesterowi United i Sampdorii Genua. Po rozgrywkach zadzwonił Pan Włodzimierz Lubański, którego znałem do tej pory tylko z telewizji i gazet. Zapytał, czy byłbym zainteresowany wyjazdem do Turcji. Szkoleniowcem Trabzonsporu był wtedy Urbain Braems, były trener Lubańskiego w Lokeren. Braems poprosił o pomoc w znalezieniu dobrego napastnika. Lubański polecił mnie, bo obserwował spotkania Legii w europejskich pucharach i widocznie moje występy musiały mu się spodobać.
Od razu zdecydował Pan, że to jest właśnie miejsce, w którym chce kontynuować karierę?
Długo mi to nie zajęło. Spotkałem się z przedstawicielami Trabzonsporu w Warszawie, szybko dogadaliśmy szczegóły transferu. Jeśli się nie mylę, to istniał wówczas przepis, że zawodnik może odejść z polskiej ligi po ukończeniu 23 roku życia, ale tylko pod warunkiem, że zainteresowany klub zapłaci milion dolarów. Tak też się stało i na drugi dzień wsiadłem w samolot do Stambułu. Na podpisywaniu kontraktu nie zabrakło kamer, pojawiło się wielu przedstawicieli gazet. Co ciekawe, dziennikarze mieli już moje wypowiedzi, mimo że nie udzieliłem żadnego wywiadu po transferze do Turcji. Zapewniałem w nich, że strzelę 30 goli w sezonie (śmiech).
Jacek Cyzio (po lewej) podpisuje kontrakt z Trabzonsporem.
Jak przebiegła aklimatyzacja w zespole?
Po przylocie do Turcji przyjechałem na trening, poznałem sztab i kolegów z drużyny. Następnego dnia mieliśmy ostatni oficjalny sparing przed startem sezonu, więc trener zapytał mnie, czy mogę grać. Odpowiedziałem, że oczywiście, bo przecież po to tutaj jestem. Wystawił mnie w pierwszym składzie, zdobyłem trzy bramki. Mogę więc powiedzieć, że od samego początku było mi naprawdę dobrze w Trabzonie. Wszystkie lata spędzone w Turcji wspominam wyśmienicie. No, może troszkę mniej przyjemnie było w Karşiyace, bo już w ósmej kolejce złamałem nogę. Jednak Trabzonspor to wielki klub, który na zawsze będę miał w sercu.
Liga turecka mocno różniła się poziomem od ekstraklasy?
Jeśli zapytałby Pan wtedy kogokolwiek w Polsce, który klub jest mocniejszy: Legia czy Trabzon, każdy odpowiedziałby, że Legia. Może sportowo tak, ale w Warszawie nie mieliśmy nawet gdzie trenować lub przychodziliśmy na zajęcia w swoim sprzęcie. Przed meczem w pucharach biegaliśmy nad Wisłą po wertepach, bo boisko główne było zamrożone. Z kolei w Trabzonie wszystko było jak w raju – ośrodek treningowy, trzy boiska, hotel. Turcja, rok 1991. Widać więc, że poziom organizacyjny i sportowy był na wyższym poziomie niż w najlepszym polskim klubie. Nie mówię tylko o Trabzonie. Każdy zespół Süper Ligi miał swój ośrodek treningowy poza miastem. Teraz w Turcji wybudowano wiele nowoczesnych obiektów, chociażby Galatasaray czy Fenerbahçe mają piękne, nowe stadiony. Piłka nożna w Turcji bardzo mocno się rozwinęła. Parę lat temu byłem na stażu trenerskim w Trabzonie i widziałem, jak bardzo stawia się tam na młodzież. W klubie mają dobrze wyszkoloną kadrę trenerską, piękne obiekty treningowe.
Cyzio w barwach Legii Warszawa przeciwko Igloopolowi Dębica. Fot: PAP
Nadal śledzi Pan turecki futbol?
Nie mam tamtejszej telewizji w domu, ale staram się być na bieżąco. Paru moich znajomych z Turcji mieszka obecnie w Warszawie. Gdy ich odwiedzam, oglądamy co ważniejsze mecze. Minęło sporo czasu od kiedy byłem tam ostatnio, ale jednak sentyment pozostał.
Co wspomina Pan najlepiej z czterech lat spędzonych w Turcji?
Może nie najlepiej, ale z pewnością najbardziej zapamiętałem moment zderzenia z inną kulturą. Wszystko było nowe, ciekawe, ale z drugiej strony momentami ciężko było się odnaleźć. Pojechałem do kraju muzułmańskiego. Do miasta, które jest oddalone o ponad tysiąc kilometrów od Stambułu. U kobiet zza chust widać tylko czarne oczy, a rano nie można kupić bułek, bo jest Ramadan i wszystkie sklepy są zamknięte. Na szczęście dogadałem się z właścicielem jednego z nich, żeby co rano dowoził mi pieczywo (śmiech). Byłem w szoku, gdy na własne oczy zobaczyłem w restauracji, jak Turcy czekali na godzinę, w której mogli usiąść do stołu po całym dniu głodówki. Dopiero, gdy w radio ogłoszono, że „Trabzon może już jeść”, zaczynano posiłki. Proszę sobie wyobrazić, co się wtedy działo z ludźmi, którzy przez cały dzień nie mogli jeść, pić czy nawet zapalić. Z jednej strony ust wisiał papieros, środkiem przegryzali kawałek chleba, a drugą popijali (śmiech).
Patrząc wstecz, może Pan powiedzieć, że transfer do Trabzonu był dobrą decyzją pod względem sportowym?
Zdobyliśmy puchar Turcji, chociaż mogliśmy w tym sezonie wywalczyć również mistrzostwo. Niestety, Turcy mają to do siebie, że potrafią bardzo mocno świętować każde zwycięstwo, każdy sukces. Chyba trochę za długo cieszyliśmy się z trofeum. Myśleliśmy, że tytuł mamy już w kieszeni, ale okazało się, że zabrakło nam paru punktów. Gdyby nie kontuzja w drugim klubie, myślę, że mógłbym osiągnąć jeszcze więcej. Na pewno jednak nie mam zamiaru narzekać.
W czwartek podopieczni Henninga Berga powalczą z Trabzonsporem o kolejne punkty w Lidze Europy. Jakie szanse daje Pan legionistom w tym meczu?
Na pewno większe niż w zeszłym roku. Zespół wydaje się być lepiej przygotowany mentalnie i fizycznie do gry w Lidze Europy. Legioniści są teraz bardziej ograni w pucharach, więc myślę, że powinni poradzić sobie z Trabzonsporem. Słyszałem co prawda opinie, że tegoroczny zespół Trabzonu jest lepszy niż ten z zeszłego sezonu, ale nie wydaje mi się, żeby tak faktycznie było. Drużyna jest stworzona w większości z nowych zawodników. Wątpię, że okażą się lepsi od Didiera Zokory czy Flaurenta Maloudy, którzy odeszli przed sezonem.
Czego zabrakło Legii Jana Urbana do awansu z grupy w zeszłym sezonie?
Ciężko powiedzieć… Nie można raczej mówić o wypaleniu. Ferguson w Manchesterze United był przecież przez 26 lat, a drużyna wygrywała tak samo na początku, jak i na końcu jego pracy z zespołem. Być może właśnie zabrakło tego zgrania i doświadczenia? Chociaż przypomnijmy, że w Legii nadal występuje ośmiu graczy, którzy pomogli klubowi awansować do fazy pucharowej Ligi Europy w 2012 roku. Paru zawodników było kontuzjowanych, pewnie doszło do tego zmęczenie grą co parę dni. Takie tłumaczenie jednak nie do końca mnie przekonuje, bo dla piłkarza granie co trzy dni powinno być czymś normalnym. Nigdy mi nie przeszkadzało częste wychodzenie na boisko. Byłem wręcz zadowolony, czułem się wyśmienicie i nigdy nie mówiłem, że jestem zmęczony. Niezależnie od powodu, Legia w Europie zupełnie sobie nie radziła, mimo że zdobyła wtedy mistrzostwo i Puchar Polski.
Jak bardzo różni się dzisiejsza Legia od tej sprzed roku? Skład zespołu nie zmienił się prawie w ogóle, jednak wyniki drużyny są o wiele lepsze.
Przede wszystkim zmienił się trener. Drugą rzeczą jest to, o czym Pan wspomniał, czyli praktycznie niezmieniony skład, co jest dużym atutem Legii. W klubie udało się zatrzymać prawie wszystkich zawodników. Mimo wielu porażek, gra w europejskich pucharach pozwoliła drużynie nabrać doświadczenia i pewności siebie. Ponadto trener Berg ma do dyspozycji szeroki skład, co jest kluczową kwestią, gdy gra się na paru frontach.
Myśli Pan, że legioniści wyjdą z grupy?
Mają ku temu duże szanse. W grupie nie ma wybitnych przeciwników, więc myślę, że powinni sobie z nimi spokojnie poradzić. Mam nadzieję, że dorośli do tego. Zresztą Legia już posmakowała gry w fazie pucharowej, a teraz jedzie do Trabzonu, który w ostatnim czasie nie jest w najwyższej formie. Oczywiście, jest to specyficzne miejsce, bo kibice głośno domagają się zwycięstw, a piłkarze na razie ich nie odnoszą, dlatego są pod ciągłą presją. Chciałbym, żeby legioniści wykorzystali tę sytuację, bo są ostatnio w naprawdę niezłej formie. Niedawno przeczytałem gdzieś, że trudno się gra przy kibicach z Trabzonu. Nie ma się czego bać, bo tacy sami fani są wszędzie: we Włoszech, Hiszpanii czy w Polsce. Kibiców bardziej powinni obawiać się piłkarze Trabzonsporu, bo jeżeli nie wygrają kolejnego meczu, w klubie zrobi się gorąco. Jeśli legioniści zagrają tak, jak dotychczas i pojadą do Turcji pewni swego, spokojnie mogą powalczyć o trzy punkty.
Rozmawiał Aleksander Solnica