AktualnościFederacja
Grzegorz Sandomierski: Chcę wrócić na właściwe tory
Kiedy w 2011 roku wyjeżdżał z Polski wydawało się, że lada moment zostanie ważnym ogniwem reprezentacji. I choć pierwsza przygoda z zagranicą okazała się nieudana, to ostatecznie znalazł się w 23-osobowej kadrze na EURO 2012, jednak po polsko-ukraińskich mistrzostwach nadal nie potrafił wrócić do swojej najwyższej dyspozycji. – Za granicą na pewno zebrałem trochę doświadczenia, trenowałem z bardzo dobrymi zawodnikami, byłem blisko Ligi Mistrzów. Czegoś jednak zabrakło – mówi Grzegorz Sandomierski, bramkarz Zawiszy Bydgoszcz, z którym w środę wywalczył Superpuchar Polski.
Pański zespół rozpoczął nowy sezon od mocnego akcentu. Zawisza pokonał faworyzowaną Legię i zdobył Superpuchar.
W głowie mieliśmy prosty i jasny cel – chcieliśmy dobrze zacząć ten sezon. Był to nasz pierwszy oficjalny mecz, który dał nam pozytywnego „kopa”. Chcieliśmy pokazać, że kolejny sezon może być naprawdę dobry w wykonaniu Zawiszy. Trzeba szukać pozytywów, więc cieszymy się, że naprawdę udanie rozpoczęliśmy sezon i będziemy mogli zapisać sobie to trofeum w CV. Oczywiście znajdą się też tacy, którzy będą mówili, że skład wystawiony przez Legię nie był optymalny.
Zaskoczyła Was wyjściowa jedenastka Legii?
Dochodziły nas słuchy, że trener Berg trochę namiesza ze składem. Wiadomo, że Legia jest na świeczniku, że wszyscy patrzą temu klubowi na ręce. Każdy oczekuje od warszawskiego zespołu awansu do Ligi Mistrzów. I jeżeli zabieg z meczu o Superpuchar przyniesie pożądany efekt końcowy, to wszyscy będą zadowoleni. Nas przed meczem interesowało tylko to, żebyśmy realizowali nasze założenia taktyczne. To, w jakim składzie grała Legia, za bardzo nas nie interesowało.
Trener Jorge Paixão powiedział, że wygralibyście nawet wtedy, kiedy Legia zagrałaby w najsilniejszym ustawieniu, bo po prostu to był Wasz dzień.
Zasłużyliśmy na triumf. Rozegraliśmy naprawdę dobre spotkanie. Jestem przekonany, że w środę byliśmy w tak dobrej formie, że moglibyśmy powalczyć z każdym. Osiągnęliśmy swój cel i naprawdę nie ma co gdybać.
Jak świętowaliście wczorajszy sukces?
Nie było wielkiego świętowania. Chwilę potańczyliśmy w kółku, trochę pośpiewaliśmy. Ten sukces jeszcze bardziej nas zjednoczył. Cieszymy się, bo to zwycięstwo dobrze nastawi nas psychologicznie przed kolejnymi ważnymi spotkaniami.
Już za tydzień w eliminacjach do Ligi Europy zagracie z Zulte Waregem. Rozpoczęliście już analizę przeciwnika?
Na to przyjdzie czas. Jeszcze nie odbyliśmy żadnej rozmowy. Trener wpaja nam cały czas, żebyśmy każdy kolejny mecz traktowali jakby to było nasze ostatnie spotkanie, żebyśmy dawali z siebie wszystko. Analiza idzie kolejności, w jakiej ułożone są mecze. Mniej więcej wiem jednak, że w Zulte nastąpiło sporo zmian kadrowych. Mecz z nami nie będzie dla nich z pewnością szczytem formy, więc wszystko może się wydarzyć. Nasz najbliższy przeciwnik to czołowa drużyna ligi belgijskiej. Czeka nas trudna przeprawa, bo tak naprawdę to my startujemy z pozycji kopciuszka. Zulte będzie faworytem.
Rok temu Śląsk Wrocław wyeliminował Club Brugge i pokazał, że kluby belgijskie są w zasięgu polskich zespołów. Nie stoicie na straconej pozycji.
Broń Boże! Nie możemy podchodzić do meczu z takim nastawieniem! Czeka nas dwumecz, więc duże znaczenie będzie miała tutaj dyspozycja dnia. Cieszę się, że zaczęliśmy sezon fajnym akcentem. Teraz wszystko jest w naszych nogach i rękach, żeby rywalizację z Zulte rozstrzygnąć na swoją korzyść.
Będzie Pan wracał do Belgii z pozytywnymi czy negatywnymi wspomnieniami? Pańska przygoda z Genk była nieudana.
Nie czuję żadnego urazu do Belgii. Spotkałem tam wielu fantastycznych ludzi, z którymi do dzisiaj utrzymuję kontakt. W żaden sposób nie będę również próbował się odgryźć. Najważniejsze jest dobro zespołu. Nie będę prowadził żadnych personalnych wojenek, bo po prostu nie jestem taką osobą.
Wrócił Pan do Polski po dwóch latach przerwy – jest Pan teraz lepszym zawodnikiem?
Na pewno brakuje mi rytmu meczowego. Czułem to nawet podczas wczorajszego meczu z Legią. Potrzebuję kilku meczów, żeby poczuć pewność siebie. Do tej pory zagrałem w dwóch sparingach, a w środę w Superpucharze, więc powoli wracam na właściwe tory. Cieszę się, że miałem dokąd wrócić, bo przecież w ostatnim czasie nie wiodło mi się najlepiej. Za granicą na pewno zebrałem trochę doświadczenia, trenowałem z bardzo dobrymi zawodnikami, byłem blisko Ligi Mistrzów, ale czegoś zabrakło. Ten sezon będzie dla mnie bardzo ważny.
Jakie cele indywidualne postawił przed sobą Grzegorz Sandomierski po powrocie do Polski?
Ten sezon chcę przeznaczyć na to, żeby dobrze wkomponować się w zespół i pomóc drużynie. Wielkich celów indywidualnych przed sobą nie postawiłem. Na pewno nie myślę też o reprezentacji, bo do kadry mam bardzo daleką drogę. Chcę wrócić na właściwe tory – jeżeli mi się to uda, to wierzę, że reszta przyjdzie sama.
Po środowym meczu o Superpuchar udzielił Pan mnóstwo wywiadów. Ostatni raz tak długo rozmawiał Pan z mediami, kiedy był Pan powoływany do reprezentacji.
Rzeczywiście, wczoraj dziennikarze zadawali mi bardzo dużo pytań – o mistrzostwa świata, o powrót do Polski, o mecz z Legią, o wszystko (śmiech). Fajnie, że mogłem odpowiadać na te pytania w dobrym humorze. Mamy fajny zespół, ciekawy sztab szkoleniowy i wierzę, że przed nami naprawdę udany sezon!
Rozmawiał Dominik Farelnik