AktualnościFederacja
Paula na mundialu: Między Rio a Sao Paulo, czyli wszystko przez te ciastka
Skończyła się płynna jazda. Od pół godziny stoimy w korku na dwupasmowej drodze, zaznaczonej na mapie jako autostrada. Trasa momentami przypomina Zakopiankę. Ostre zakręty nad przepaścią przeplatają się z odcinkami tak wąskimi, że szyby autokaru muskają podsuszone liście palm. Jak przebije się tędy jadący na sygnale radiowóz? Czy faktycznie coś się stało, czy nie chce im się czekać w kolejce do przejazdu? Za chwile jedzie drugi. Tam dalej musiało wydarzyć się coś poważnego.
Im bliżej do miejsca wypadku, tym gęściej. Skąd się tu wzięło tyle gapiów? W okolicy nie widać żadnych domów. Ale na wzgórzu pasą się dwie krowy, więc ktoś tu jednak gdzieś mieszka. – Ciasteczka! – krzyczy siedząca obok Amerykanka. Rzeczywiście. Ruch został wstrzymany z powodu tira wyładowanego słodyczami, którego kierowca prawdopodobnie nie sprostał wymaganiom kolejnego zakrętu. Just cookies. Cookies everywhere. A dzieciaki miały radochę.
Odkąd przyleciałam do Brazylii, żyję na trasie Sao Paulo – Rio. Autobus zastępuje mi hotel, łóżko i biurko. Tu spędzam najwięcej czasu. Przy okazji meczu Francji z Ekwadorem przez dwie noce z rzędu musiałam zadowolić się rozkładanym oparciem fotela autokaru. Opuchlizna z kostek nie ma kiedy zejść, a pięć godzin snu w pozycji poziomej wydawało się później najlepszą rzeczą, jaka mogła mi się w życiu przytrafić. Ale jak to, ROZKŁADANYM? Kiedy pomyśli się o podróży autobusowej między dwoma brazylijskimi miastami, oddalonymi od siebie o 400 km, można sobie wyobrażać podróż życia niekoniecznie z happy endem.
Łysiejący kierowca z papierosem w ustach w przepoconym, białym podkoszulku za kierownicą czegoś na czterech kółkach, przypominającego polskiego żuka? Pudło. Biała koszula, schludny krawat w wersji slim, podtrzymywany złotą spinką, czarne spodnie od garnituru wyprasowane w kant – tak prezentuje się kierowca linii autokarowych firmy 1000.
Brazylijskie gazety po zwycięstwie z Chile: Ave Cesar!
Ciekawe, czy nazwa ta wzięła się od liczby firm oferujących przewozy międzymiastowe w Brazylii. Jest ich tyle, że po dojściu do kas biletowych na dworcu nie wiemy, czy znaleźliśmy się na odpuście przed kościołem, czy faktycznie w którymś okienku dostaniemy upragniony bilet. Nie trzeba wcześniej dokonywać rezerwacji. Praktycznie co kwadrans odjeżdża autobus do większości pobliskich większych miast. O ile w przypadku tego kraju można w ogóle mówić o jakiejś bliskości. Podczas pobytu tutaj Polska maleje w oczach.
Autobusy są w miarę punktualne, choć trzeba pilnować się z peronami. Na dworcu w Rio jest ich z 60 i chyba jeszcze mi się nie zdarzyło jechać z tego, który był zaznaczony na bilecie. W pojeździe czeka na nas kocyk, czasem nawet i poduszka oraz pakiet orzeszków i wafelków. Wifi oficjalnie istnieje na pokładzie, ale rzadko kiedy działa. Cena wyprawy z Sao Paulo do Rio waha się między 60 a 150 realami i zajmuje ponad sześć godzin. Na mecz Kolumbii z Urugwajem jechałam jednak aż osiem i pół. Wszystko przez te ciasteczka. Wiem, że wersja z łysiejącym kierowcą byłaby ciekawsza, ale cóż począć.
Dworzec autobusowy w Rio de Janeiro
Jeśli ktoś szuka ciekawszych wrażeń, to polecam taksówki. Przed każdym dworcem krzątają się tak zwani zaganiacze, którzy niekiedy są bardziej upierdliwi niż handlarze „oryginalnymi” zegarkami Armaniego na Majorce. Wciągają nas do podejrzanego samochodu, chcąc wykorzystać pełnię możliwości naszego portfela. Ale i na z pozoru normalnie prezentującym się wozie można się „przejechać”. Wszak każdy lubi mieć więcej, a łatwiej niż na naiwnych, nie znających języka ani miasta turystach wzbogacić się nie da. Pierwszy raz z dworca na Maracanę jechaliśmy jakieś siedem minut. Według mapy to jedynie pięć kilometrów. 50 reali – powiedział taksówkarz. ILE?! W zasięgu wzroku nie uświadczyliśmy jednak taksometru. I teraz się kłóć. Zapłaciliśmy „frycowe” na dzień dobry.
Brazylia jest pełna kontrastów, szczególnie w trakcie mundialu
Dla mnie to już koniec autobusowych wycieczek do Rio. Przede mną dwa dni w Sao Paulo bez meczów. Wreszcie będzie czas, żeby lepiej poznać jedną z największych metropolii na świecie. O tym, że Brazylia pełna jest skrajności, kontrastów i stereotypów już wiadomo. Ale nie spodziewałam się, że istnieje taka przepaść pomiędzy Rio de Janeiro a Sao Paulo. Ale o tym w następnym wpisie.
Prosto z mundialu w Brazylii dla www.pzpn.pl Paula Duda