AktualnościReprezentacja A
Dramat biało-czerwonych. Polacy przegrali z Mołdawią
Bez punktów z Kiszyniowa wracają do kraju reprezentanci Polski. Biało-czerwoni prowadzili już 2:0 po bramkach Arkadiusza Milika i Roberta Lewandowskiego, ale w drugiej połowie dali sobie strzelić trzy gole i ostatecznie przegrali z dużo niżej notowanym rywalem 2:3. Polacy po trzech rozegranych spotkaniach w kwalifikacjach do mistrzostw Europy mają na koncie zaledwie trzy punkty.
Przed meczem w Kiszyniowie selekcjoner Fernando Santos mówił sporo o potencjalnej pułapce, w którą mogą wpaść biało-czerwoni, jeśli pozwolą sobie na choćby najmniejsze zlekceważenie dużo niżej notowanego rywala. – Niższa pozycja Mołdawii w zestawieniach nie może wpływać na jakość naszej pracy i determinację. Musimy zachować pełną koncentrację i przenieść ją na murawę. Jeśli jej zabraknie, na pewno czekają nas problemy. Jeżeli natomiast wprowadzimy w życie to, co zaplanowaliśmy, możemy być optymistami – mówił przed spotkaniem portugalski szkoleniowiec. Wtórował mu Wojciech Szczęsny, jeden z trzech - obok Roberta Lewandowskiego i Piotra Zielińskiego - zawodnik z obecnej kadry, który uczestniczył, choć jako rezerwowy, w zremisowanym 1:1 meczu w Kiszyniowie w 2013 roku. – Wiemy, że do jutrzejszego spotkania przystępujemy jako faworyci, ale nie spodziewamy się łatwego meczu. 10 lat temu też byliśmy faworytami i zremisowaliśmy. Niektórzy potencjalnie słabsi rywale mogą sprawić niespodziankę, tak było też w przypadku Mołdawii, która zabrała Czechom dwa punkty. Trzeba więc zagrać na dobrym poziomie, by wywalczyć zwycięstwo – powiedział polski golkiper.
Mimo to polscy kibice nie wyobrażali sobie innego rezultatu, niż zwycięstwo biało-czerwonych. Wpadka w otwierającym kwalifikacje meczu w Pradze była zimnym prysznicem, który nie miał prawa się powtórzyć. Apetyty rozbudziło też zwycięstwo w towarzyskiej potyczce z Niemcami. – Na mecz z Mołdawią musimy spojrzeć zupełnie inaczej, to dwie diametralnie różne drużyny. We wtorek to my będziemy musieli atakować, prowadzić grę. Naszym zadaniem jest kontrola nad boiskowymi wydarzeniami, przy zachowaniu odpowiedniej równowagi. Atakując, będziemy zostawiać przestrzeń za naszymi plecami, więc trzeba unikać kontrataków. Do starcia z Mołdawią należy podejść z takim samym szacunkiem do przeciwnika, jak stało się to w przypadku Niemiec – podkreślał Fernando Santos.
W porównaniu do boju z Niemcami, portugalski sternik biało-czerwonych zdecydował się na trzy zmiany w wyjściowej jedenastce. Miejsca Bartosza Bereszyńskiego, Jakuba Kamińskiego i, co oczywiste, Jakuba Błaszczykowskiego zajęli Przemysław Frankowski, Nicola Zalewski oraz Arkadiusz Milik. Wskazywało to na mocno ofensywne inklinacje reprezentacji Polski. Już w trzeciej minucie mogło się to potwierdzić, gdy Jakub Kiwior dośrodkował w pole karne, ale wbiegający Arkadiusz Milik nie sięgnął piłki. Mołdawianie od samego początku spotkania ustawieni byli całą jedenastką na własnej połowie boiska, starając się jak najbardziej ograniczać przestrzeń do rozegrania akcji przez Polaków.
Taka strategia sprawdzała się przez kilkanaście minut, aż wreszcie biało-czerwoni przełamali mołdawski opór. Po dośrodkowaniu Przemysława Frankowskiego w polu karnym gospodarzy wytworzyło się spore zamieszanie, w którym najsprytniejszy okazał się Milik, który wepchnął piłkę do siatki. To tylko potwierdziło niedawne słowa napastnika występującego na co dzień w Juventusie FC. – Czuję się świetnie, znajduję się w najlepszym dla piłkarza wieku. Tydzień wolnego przed zgrupowaniem pomógł mi się także mentalnie zregenerować, bo końcowy etap sezonu w klubie nie był łatwy. Jestem na pewno gotowy do gry w stu procentach – mówił.
Zdobyta w pierwszym kwadransie spotkania bramka mogła rozluźnić Polaków, a Mołdawian zmusić do bardziej otwartej gry w poszukiwaniu odrobienia strat. Gospodarze nie zamierzali jednak od razu rzucić się do ataku, wciąż broniąc się całym zespołem i szukając swoich szans na wyprowadzenie kontrataku. Polacy kontrolowali jednak przebieg boiskowych wydarzeń, starając się podwyższyć prowadzenie. Bliski tego był w 32. minucie Robert Lewandowski, lecz jego bardzo silne uderzenie poszybowało nieznacznie nad poprzeczką bramki strzeżonej przez Doriana Raileana. To, co się nie udało tym razem, stało się faktem dwie minuty później. Arkadiusz Milik dograł do Lewandowskiego, a kapitan kadry odwrócił się z obrońcą na plecach i mocnym, precyzyjnym strzałem przy słupku pokonał mołdawskiego golkipera. Jak się okazało, było to ostatnie trafienie w pierwszej połowie i na przerwę Polacy zeszli z dwubramkową przewagą.
Na drugą odsłonę wtorkowej potyczki biało-czerwoni wybiegli w niezmienionym personalnie składzie. Selekcjoner gospodarzy, Serghei Clescenko, zdecydował się na dwie roszady, które wniosły sporo ożywienia do gry jego zespołu. To przyniosło efekt zaledwie trzy minuty po wznowieniu gry. Piłka dotarła do Iona Nicolaescu, a ten przebiegł z nią kilkanaście metrów i bardzo precyzyjnym uderzeniem zza pola karnego umieścił ją w siatce, zmniejszając tym samym straty i wlewając nadzieje w serca mołdawskich kibiców. Niesieni euforią po zdobytej bramce gospodarze ruszyli do wyższego pressingu, grając znacznie ostrzej i coraz częściej przekraczając przepisy. Polacy utrzymywali jednak nerwy na wodzy, starając się nie dopuszczać do jeszcze bardziej niebezpiecznych zachowań i eskalacji dość napiętej atmosfery na murawie. Zamiast tego skupili się na uspokojeniu swojej gry i odzyskaniu kontroli nad meczem.
Nie było to jednak takie łatwe. Kolejnym sygnałem ostrzegawczym dla biało-czerwonych była 61. minuta. Po rzucie rożnym najwyżej w polu karnym wyskoczył Nicolaescu i po raz drugi pokonał Wojciecha Szczęsnego. Szczęśliwie dla Polaków, arbiter dopatrzył się przewinienia w polu karnym jednego z Mołdawian i nie uznał trafienia. W odpowiedzi Fernando Santos zdecydował się na podwójną zmianę – miejsca Przemysława Frankowskiego i Nicoli Zalewskiego na murawie zajęli Bartosz Bereszyński i Jakub Kamiński.
To właśnie ten drugi był bardzo blisko podwyższenia biało-czerwonych. Pomocnik występujący na co dzień w VfL Wolfsburg zdecydował się na bardzo silne uderzenie zza pola karnego, lecz piłka bardzo nieznacznie minęła prawy słupek mołdawskiej bramki. „Kamyk” miał też swoją kolejną okazję w 76. minucie, ale z dość zagadkowych przyczyn w bardzo dogodnej sytuacji zamiast na strzał, zdecydował się na podanie do kolegi z zespołu. We wszystko wmieszali się mołdawscy defensorzy i akcja zakończyła się niepowodzeniem.
Na domiar złego Polakom przydarzył się kolejny, fatalny w skutkach błąd. W stronę własnej bramki piłkę podawał jeden z defensorów. Niestety, uczynił to zbyt lekko i do futbolówki dopadł Ion Nicolaescu. Mołdawski napastnik zbiegł do prawej strony i uderzeniem w kierunku dalszego słupka doprowadził do wyrównania. Dramat Polaków dopiero się rozpoczynał. Na kilka minut przed końcem po zamieszaniu w polu karnym piłka trafiła do mołdawskiego skrzydłowego. Ten dośrodkował ją na głowę Władysława Babohły i z wyniku 0:2 zrobiło się 3:2. Mimo prób, Polacy nie odrobili już strat i przegrali drugie spotkanie kwalifikacji EURO 2024.
Po trzech rozegranych dotąd meczach kwalifikacyjnych Polacy mają na koncie cztery punkty. We wrześniu zmierzą się z Wyspami Owczymi (Warszawa) oraz Albanią (Tirana).
20 czerwca 2023, Kiszyniów
Mołdawia – Polska 3:2 (0:2)
Bramki: Ion Nicolaescu 48, 79, Władysław Babohło 85 – Arkadiusz Milik 12, Robert Lewandowski 34.
Mołdawia: 23. Dorian Railean – 21. Ioan-Calin Revenco, 14. Artur Craciun, 4. Victor Mudrac, 5. Veaceslav Posmac, 2. Oleg Reabciuk – 13. Maxim Cojocaru, 3. Władysław Babohło, 6. Cristian Dros (46, 8. Nichita Motpan), 10. Vitalie Damascan (46, 17. Virgiliu Postolachi) – 9. Ion Nicolaescu (85, 7. Serafim Cojocari).
Polska: 1. Wojciech Szczęsny – 4. Tomasz Kędziora, 5. Jan Bednarek, 14. Jakub Kiwior – 19. Przemysław Frankowski (64, 18. Bartosz Bereszyński), 10. Sebastian Szymański, 17. Damian Szymański (83, 8. Karol Linetty), 20. Piotr Zieliński, 21. Nicola Zalewski (64, 13. Jakub Kamiński) – 7. Arkadiusz Milik (73, 11. Karol Świderski), 9. Robert Lewandowski.
Żółte kartki: Babohło, Nicolaescu, Railean, Reabciuk.
Sędziował: Filip Glova (Słowacja).