AktualnościFederacja
Iwan: van Gaal stworzył drużynę przez duże „D”
Już dziś kolejna odsłona wojny Europy z Ameryką Południową na mistrzostwach świata 2014. W meczu półfinałowym, który zostanie rozegrany o 22:00 w Sao Paulo, zmierzą się ze sobą Holendrzy i Argentyńczycy. O drużynie „Oranje” porozmawialiśmy z Tomaszem Iwanem, byłym zawodnikiem między innymi Feyenoordu Rotterdam i PSV Eindhoven, a obecnie dyrektorem reprezentacji Polski.
W ćwierćfinale Holandia pokonała Kostarykę 4:3 po rzutach karnych. Louis van Gaal dokonał sensacyjnej zmiany i wprowadził na konkurs jedenastek Tima Krula.
Krula który został Królem! Nie możemy powiedzieć jednak, że tylko on zapewnił Holandii zwycięstwo. W tym meczu, tak jak we wszystkich poprzednich, wygrała cała drużyna. Fakt, że Holandia znalazła się w najlepszej czwórce mundialu, jest w dużej mierze zasługą taktyki van Gaala. Trener „Oranje” niejednokrotnie w karierze pokazał, że jest znakomitym fachowcem i teraz to potwierdził. Nie ma przecież do dyspozycji piłkarzy, jakich miał na przykład Ajax w latach 90-tych, z braćmi De Boer, Kluivertem, Davidsem, Rijkaardem czy van der Sarem. Mimo tego, na tym turnieju pokazał wielkie umiejętności trenerskie. Jeśli ktoś do tej pory w niego nie wierzył, to chociażby zmiana bramkarza w ćwierćfinale, powinna utwierdzić wszystkich w przekonaniu, że jest świetnym fachowcem.
Krul faktycznie jest o wiele lepszy w bronieniu jedenastek od Cilessena, czy była to czysta zagrywka psychologiczna?
Według van Gaala i trenera bramkarzy Fransa Hoeka, Krul był pierwszym wyborem, jeśli doszłoby do konkursu jedenastek. Jest wysoki, ma świetny refleks, co zobaczyliśmy w meczu z Kostaryką. Krul wiedział, że będzie bronił karne dużo wcześniej. Dzięki temu miał sporo czasu na przygotowania i skupienie się tylko na tym elemencie gry. Podziwiam van Gaala za sposób, w jaki to rozegrał. Jednego zawodnika motywował, a drugiego nie chciał zdemotywować, bo jeśli powiedziałby Cilessenowi przed meczem: „W najważniejszym momencie opuścisz boisko”, to bramkarz podłamałby się i myślałby tylko o tym, kiedy zostanie zmieniony. Było to świetne posunięcie van Gaala. Przecież nie każdy trener myśli o karnych wychodząc na mecz, a szkoleniowiec Holandii przewidział nawet zmianę bramkarza. Chapeau bas!
Drużyna, którą stworzył Luis van Gaal, wydaje się więc być idealnym połączeniem doświadczenia z młodością.
Zazwyczaj ekipa Holandii była naszpikowana gwiazdami w każdej formacji. Tym razem jest odwrotnie. Niby są van Persie czy Robben, czyli zawodnicy światowego formatu, ale reszta drużyny to jednak głównie mało doświadczeni gracze klubów holenderskich. Po kilku zawodników ma Ajax, paru Feyenoord i PSV. Dobierając graczy w ten sposób, van Gaalowi udało się stworzyć drużynę przez duże „D”. Do tego stopnia, że po fazie grupowej media pisały nawet o triumfie holenderskiej myśli szkoleniowej i Eredivisie.
Która nie należy do najsilniejszych lig w Europie.
To prawda, ale reprezentanci Holandii, którzy się z niej wywodzą, przekonują nas, że z Eredivisie trzeba się liczyć. Mecz z Hiszpanią, który był jak do tej pory jednym z lepszych na tym mundialu, pokazał, że holenderska maszyna pracuje prawie idealnie. W fazie pucharowej przeciwnicy byli już bardziej wymagający. Gra się wtedy inaczej, każdy błąd może skutkować odpadnięciem z turnieju. Holendrzy nie mogli pozwolić sobie na tak ofensywną grę, jaką prezentowali w grupie, ale mimo tego awansowali do półfinału.
Najjaśniejszym punktem „Oranje” był do tej pory Arjen Robben, który za każdym razem niemal w pojedynkę zapewniał Holandii awans do kolejnej fazy turnieju.
Robben jest wiodącą postacią drużyny, ma dla tej kadry ogromne znaczenie. Można nawet powiedzieć, że tak wielkie, jak Neymar dla Brazylii, czy Messi dla Argentyny.
Tylko, że przed mundialem wiadomo było, że Brazylia to Neymar, a Argentyna – Messi. W Holandii nie było jednej, największej gwiazdy, a tę rolę mogli wziąć na siebie chociażby van Persie czy Sneijder.
Myślę, że van Gaal nie chciał kreować gwiazd w swojej drużynie. Oglądałem kilka jego wywiadów przed mundialem, w których wyraźnie podkreślał, że jego zespół jest niedoświadczony i na pewno nie będzie faworytem imprezy. Nie wskazywał na Robbena czy van Persiego jako osoby, które wprowadzą Holandię do najlepszej czwórki turnieju. Wówczas odpowiedzialność byłaby skupiona tylko na nich, a tak rozkłada się na całą drużynę. Robben został wykreowany na największą gwiazdę „Oranje” w trakcie trwania mundialu. Od zawsze było wiadomo, że świetnie gra indywidualnie, potrafi przebiec z piłką kilkadziesiąt metrów i zdobyć bramkę. Jednak to, co mnie najbardziej pozytywnie zaskakuje w grze Holendrów, to zespołowość. Ekipa van Gaala tworzy prawdziwy monolit.
Przed mistrzostwami mówił Pan, że widzi Holandię w finale mundialu. Rozumiem, że nic się w tej kwestii nie zmieniło?
Myślę, że niewielu fachowców przewidziało, że Holendrzy będą w najlepszej czwórce turnieju. Być może moja ocena jest subiektywna, bo kibicuję Holandii od lat, grałem tam przecież w piłkę. Postawa „Oranje” nie była jednak dla mnie żadnym zaskoczeniem. Wiedziałem na co stać van Gaala i po cichu liczyłem, że to właśnie Holandia będzie czarnym koniem turnieju. Wielu stawiało na Belgię w tej roli, ja byłem za jej sąsiadem.
Dzisiejszy rywal Holendrów, Argentyna, do tej pory nie zachwycał formą. Męczył się w grupie, w fazie pucharowej było podobnie.
Gra Argentyny faktycznie nie zwala z nóg. Nie widzę w tej drużynie kolektywu. Poza Messim, który jak do tej pory rozgrywa świetny turniej, nie ma gracza, który pociągnąłby ekipę do przodu, gdyby napastnik Barcelony miał gorszy dzień. Trudno sobie wyobrazić Argentynę bez Messiego, czy nawet Di Marii, ale ten ostatni nie zagra z powodu kontuzji. Myślę zatem, że sam Messi to za mało, żeby wygrać z Holandią.
Typuje Pan pewne zwycięstwo Holandii?
Oczywiście! Mam duży sentyment do tej drużyny. Stawiam na wynik 2:0 dla „Oranje”. Chciałbym zobaczyć w finale mecz Holandia – Niemcy. Byłby to kultowy pojedynek, jakich w historii parę już widzieliśmy. I mam nadzieję, że Holandia ten finał wygra.
Rozmawiał Aleksander Solnica