FederacjaAktualnościPaula na mundialu: Wyprawa do najstarszego klubu piłkarskiego w Brazylii  Powrót

AktualnościFederacja

Paula na mundialu: Wyprawa do najstarszego klubu piłkarskiego w Brazylii

 06 / 07 / 14 Autor: PZPN
Paula na mundialu: Wyprawa do najstarszego klubu piłkarskiego w Brazylii

Fluminense? Nie, nie, Flamengo! – odpowiedział mi oburzony starszy pan, kiedy zapytałam o drogę na stadion najstarszego brazylijskiego klubu. Według wielu mieszkańców Rio de Janeiro, chodzenie na Fluminense to wstyd, a ze względu na klubowe barwy (kasztanowo-zielone) z jego fanów często się szydzi, nazywając ich zniewieściałymi. Mężczyzna nie mógł uwierzyć, że chcę się dostać właśnie tam. Po co?!


Fluminense jest dla bogaczy. Tak się utarło, chociaż na ulicach miasta spotyka się klasę średnią w koszulach Flu. Fawele Rio de Janeiro kibicują Flamengo. Imigranci Vasco da Gama. A inteligencja Botafogo. Piłkarskie sympatie zależą przede wszystkim od statusu społecznego. Tutaj piłka nie jest tylko dyscypliną sportu. Nie jest też religią. To wyznacznik tego, kim jesteś i skąd pochodzisz. W momencie urodzenia klub zostaje nadany niemal jak numer PESEL. Kiedy docieram do Laranjeiras, dzielnicy, w której znajduje się siedziba Fluminense, odczuwam to historyczne poczucie dostatku. Okolica jest spokojna, zadbana, pełna zieleni i zabytkowych kamienic. Mieszka tu wyższa klasa średnia. Po drodze mijam efektowną siedzibę władz Rio de Janeiro. Mały pałac wygląda jak plastikowy. Idąc, zastanawiam się, jak w ten krajobraz wkomponowuje się stadion. Ostatecznie... nawet bym go nie zauważyła. Tylko wymalowany na szarej bramie herb sygnalizuje, że za ścianą mieści się klub piłkarski.

Nie każdy może się dostać do środka. Przy wejściu napotykam bramki jak przy stacji metra. Trzeba mieć kartę członkowską. Za około 160 złotych miesięcznie mamy 50% zniżki na zakup biletów na mecze oraz wstęp na wszystkie obiekty ośrodka. Bo Fluminense to nie tylko piłka. Na Laranjeiras mieszczą się również baseny, korty tenisowe, restauracja i sklep. – Ale jak przyjdzie turysta i poprosi, to raczej też zostanie wpuszczony – mówi mi Marcelo Teixeria, dyrektor sportowy klubu.

Dzielnica Laranjeiras

Na tym kończy się „bogactwo”. Sam Estadio das Laranjeiras nie prezentuje się lepiej niż obiekt Widzewa Łódź czy Ruchu Chorzów. Mówiąc krótko – to ruina. Od 2003 roku nie organizuje się tu oficjalnych spotkań. Fluminense, podobnie jak reszta klubów z Rio, gra na Maracanie. Na Laranjeiras reprezentacja Brazylii wystąpiła osiemnaście razy. Nigdy nie poniosła porażki. Zaraz po mistrzostwach świata przypada stulecie rozegrania pierwszego meczu brazylijskiej kadry w historii. Właśnie na tym stadionie w 1914 roku Canarinhos pokonali 2:0 angielski Exter City. Flu chciało z tej okazji zorganizować coś wielkiego, ale musi sobie radzić bez pomocy zajętej mundialem krajowej federacji. Potwierdzony został już towarzyski mecz z Exter.

Główne wejście do klubu

W tym samym czasie co ja, siedzibę w Laranjeiras wizytują akurat norwescy trenerzy, wysłani do Brazylii przez tamtejszy związek piłki nożnej. – Chodź, obejrzysz z nami prezentację o klubie – woła mnie Marcelo. Zagaduję jednego z Norwegów. Okazuje się, że to... Szwed, Jasper Norberg, który jest asystentem selekcjonera reprezentacji Estonii. Pomaga brazylijskiemu zespołowi przy organizacji transferów piłkarzy do Europy. Od razu zeszliśmy na temat Henrika Ojamy, reprezentanta Estonii, skrzydłowego Legii Warszawa. – To dobry piłkarz, ale gra bardzo egoistycznie. Niełatwo będzie zmienić jego myślenie na boisku – twierdzi Jasper. Opowiadam mu, że w Polsce kibice mają na temat Ojamy takie samo zdanie. Odnoszę wrażenie, że szwedzki trener nie jest do niego przekonany. – Sander Puri? – pytam o byłego zawodnika Korony Kielce, który zasłynął w towarzyskim meczu z Brazylią. – Cały czas mamy go na uwadze, podobnie jak jego brata bliźniaka, ale nie gra za dużo w klubie – odpowiada Jasper. Puri przebywa obecnie w York City, zespole angielskiej League Two, a jego brat w rumuńskim FC Botosani.

Wnętrze klubowego budynku

Żegnam skandynawską ekipę. Idę dalej. Klubowe muzeum. Na ścianie wiszą reprezentacyjne koszulki obecnych kadrowiczów: Freda, Thiago Silvy i Marcelo. Ten pierwszy nadal reprezentuje kasztanowo-zielone barwy. I budzi przy okazji spore kontrowersje. Duża część Brazylijczyków wyśmiewa się z Freda. Nazywa go „cone” albo „banheira”. „Cone” w wolnym tłumaczeniu oznacza stożek. Takie nasze drewno. Pseudonim „banheira” zyskuje natomiast zawodnik, który nic nie robi, tylko czeka na piłkę w okolicach pola karnego przeciwnika. Jak to możliwe, żeby kraj z takimi piłkarskimi tradycjami nie miał lepszego napastnika? – W klubie strzela bramki, na Pucharze Konfederacji grał dobrze – pracownicy Fluminense bronią swojego gracza. Na ulicach Rio zauważyłam wiele dzieciaków z numerem 9 na plecach. Nie każdy nosi „dziesiątkę” – numer Neymara.

Estadio das Laranjeiras

W obecnej kadrze Fluminense jest tylko dwóch zagranicznych piłkarzy – Argentyńczyków. Klub szczyci się swoją akademią, którą uważa się za najlepszą w Brazylii. Ma także doskonale rozwiniętą sieć skautingu. Monitoruje i ściąga wyróżniających się chłopów z całego kraju. Tak było z Ronanem, który właśnie został wypożyczony do Legii. Teixeria ma nadzieję, że będzie miał w Polsce więcej szczęścia niż Alan Fialho i Raphael Augusto. – Obaj byli bardzo rozczarowani, że musieli wrócić do Brazylii – przyznaje dyrektor sportowy. Mistrz Polski nie przedłużył ich wypożyczeń z drużyny z Rio. Alan nie dostał nawet szansy gry w pierwszym zespole, a Raphaela głównie trapiły kontuzje. Marcelo szuka teraz dla Alana innej drużyny w Polsce, natomiast Raphael, według pracownika Flu, ma duże szanse na przebicie się do podstawowej „jedenastki”.

Norwescy trenerzy zwiedzają stadion Fluminense

Muzeum Fluminense

– Powiedz szczerze, czy gdyby ci piłkarze byli naprawdę świetni, to wypożyczalibyście ich? – nurtowało mnie to pytanie. – A czy jak Chelsea wypożycza piłkarza do Interu Mediolan, to znaczy, że jest on słaby? – odpowiada Marcelo. - Nie jest na tyle dobry, żeby grać w Chelsea... – odbijam piłeczkę. We Fluminense inaczej na to patrzą. Albo mówią, że inaczej patrzą. Mają mnóstwo młodych perspektywicznych graczy, dlatego współpraca z klubami ze Starego Kontynentu jest dla nich bardzo ważna. To część całego projektu, na bazie którego młodzi Brazylijczycy mogą nabyć bezcennego zagranicznego doświadczenia, poznać inne style gry, kulturę oraz nauczyć się języka i wrócić silniejsi. Ja z Laranjeiras też wracam bogatsza. O koszulkę. Na szczęście nie taką w kasztanowo-zielone pasy. Ale białą, wyjazdową.

Specjalnie dla pzpn.pl prosto z mundialu z Brazylii Paula Duda

Regulamin Newslettera
pobieranie strony...
Newsletter - zapisz się!
regulamin
Zapisz się
Wideo