AktualnościFederacja
Paula na mundialu: Do Brazylii jak na wojnę? Bez przesady
Kiedy mówiłam, że jadę do Brazylii na mistrzostwa świata, niemal każdy łapał się za głowę i ostrzegał. Ciągle słyszałam te same frazesy: nie wychodź sama na ulicę, pilnuj portfela, nie wyciągaj telefonu, a już – broń Boże – aparatu z torby. Stacje telewizyjne trąbiły o ulicznych protestach i strajkach. Gazety pisały, że rząd brazylijski próbuje porozumieć się z gangami słynnych faweli. Ponoć nawet miał im zapłacić w zamian za względny spokój w trakcie mundialu.
Mój przyjaciel, Claudio, Brazylijczyk mieszkający od kilku miesięcy w Warszawie, powtarzał dokładnie to samo. Claudio pochodzi z małego miasta pod Rio de Janeiro. – Musiałabyś zobaczyć, jak tam chodzę ubrany – mówił przed moim wyjazdem. – Najgorzej jak się da. Lepiej nie zwracać na siebie uwagi. Ale ty i tak będziesz – nie pocieszał mnie. Opowiadał, że dzieciaki, żeby zostały przyjęte do gangu, muszą okraść białego człowieka. Właśnie one są najgroźniejsze. Wychowane w duchu moralnej autonomii, bez żadnych skrupułów, nie cofną się przed niczym. Oddajesz, co masz albo dostajesz w najlepszym przypadku po głowie. W najgorszym... wiadomo.
Ulice Sao Paulo
Na wyjazd do Brazylii szykowałam się więc jak na wojnę. Koleżanka z Uniwersytetu Warszawskiego pisała artykuł o mistrzostwach i poprosiła mnie o odpowiedź na kilka pytań, związanych z moją podróżą. Pierwsze z nich brzmiało: jak się przygotowujesz? Jak? Trzy portfele, pięć telefonów, stare, obdarte torby zamiast kolorowych walizek... No, właśnie tak się przygotowywałam. Spodziewałam się dosłownie wszystkiego i chciałam być gotowa na każdą ewentualność.
Dworzec autobusowy w Sao Paulo
Tak, dałam się zwariować. Ale nie bałam się. Gdybym czuła strach, siedziałabym w domu przed telewizorem. Nieważne, co się wydarzy. Ważne, że spełnię marzenie życia. A przecież to nie miał być mój debiut w największym kraju Ameryki Południowej. Rio odwiedziłam w 2009 roku. Wtedy jednak poruszaliśmy się po mieście z wycieczką w obstawie przewodników i... ochroniarzy. Autentycznie! Nic nam się nie mogło stać. Przynajmniej ze strony ludzi. Bo podczas nocnej wyprawy po Amazonce nasza łódź niemal nie została wywrócona przez kilkumetrowego aligatora. Ale to już zupełnie inna historia.
Stacja metra Armenia w Sao Paulo
Jak to więc będzie teraz, kiedy będę zdana sama na siebie? Powiem Wam, że... zupełnie normalnie. Kursuję między Sao Paulo i Rio autobusami o różnych porach dnia i nocy z całym moim fotograficznym ekwipunkiem. Po Sao Paulo przemieszczam się głównie komunikacją miejską, która jest doskonale rozwinięta i utrzymana w bardzo dobrym stanie. Dworce zostały przed mistrzostwami „odkurzone” zupełnie jak u nas przed EURO 2012. Nie wegetują jednak na nich bezdomni. Nie widać żebrzących. Na ulicy nikt nie zaczepia. Trzeba się postarać, żeby znaleźć się w zagrożeniu.
Myślicie, że Robert Lewandowski wyskakuje Wam z lodówki? To co mają powiedzieć Brazylijczycy? Neymar jest tutaj dosłownie wszędzie
Do wagoniku metra w Sao Paulo wszedł zaniedbany mężczyzna. Bejsbolówka, brudna koszula, szerokie, znoszone spodnie – pewnie zaraz wyjmie puszkę i będzie prosił o kilka reali. Ku mojemu zaskoczeniu wyciągnął, ale nie puszkę a karton z... gumami do żucia. Dwa reale jedna, dwie za trzy! – krzyczał, a ludzie kupowali. – Chwileczkę – powiedział handlarz do młodej dziewczyny, chcącej wydać kilka drobnych. Metro zatrzymało się na stacji. On wystawił głowę za drzwi, rozejrzał się i wrócił do środka. Ok, nie ma policji ani kontrolerów biletów. Sprzedał więc kolejne dwie sztuki oferowanego produktu. Kilka przystanków dalej kolejny mężczyzna handlował butelkami z wodą. To o wiele lepsze i bardziej przydane niż cyganie z akordeonem z warszawskich tramwajów.
Arena Corinthians w Sao Paulo podczas meczu Holandia – Chile
Po raz kolejny przekonuję się, jak olbrzymią siłę oddziaływania na wyobraźnię posiadają media. Jest to przywilej bardzo niebezpieczny, którym trzeba się umiejętnie posługiwać. Niestety, tych umiejętności często dziennikarzom brakuje. Z Polski wywozi się całą masę stereotypów na temat Brazylii. Mniej mówi się o tym, jaki to piękny kraj, a więcej o tym, jakie czekają tam na nas zagrożenia. A najwięcej gadają ci, którzy siedzą w domu. Pamiętacie, co angielskie gazety pisały przed mistrzostwami Europy przed dwoma laty? Jakoś z Polski nikt w trumnie nie wyjechał.
Specjalnie dla www.pzpn.pl z mistrzostw świata w Brazylii Paula Duda