FederacjaSędziowieAktualności[WYWIAD] Szymon Marciniak: Nie jestem koniem wyścigowym Powrót

AktualnościSędziowie

[WYWIAD] Szymon Marciniak: Nie jestem koniem wyścigowym

 27 / 12 / 17 Autor: PZPN
[WYWIAD] Szymon Marciniak: Nie jestem koniem wyścigowym

W kończącym piłkarską jesień meczu Górnik – Cracovia Szymon Marciniak pełnił funkcję sędziego VAR. Prosto z Zabrza, zamiast do domu, jechał do Spały, na warsztaty sędziów Ekstraklasy. Pracował niemal do ostatniej chwili przed świętami, a przygotowania do nowej rundy zaczął… w drugi dzień świąt. Poprosiliśmy naszego najlepszego sędziego o chwilę oddechu i podsumowania, jaki był ostatni rok dla niego i ocenę, na jakim jest etapie swojej kariery.


Czy 2017 był Twoim najtrudniejszym rokiem?
Może raczej najbardziej wymagającym. Każdy ocenia mnie teraz dużo bardziej surowo niż dotąd, bo stawka jest coraz większa – czasem ranga byle autu bywa naprawdę duża. Na początku byłem tym bardzo zdezorientowany, ale teraz już przywykłem. OK, to cena tego, że wszedłem na pewien poziom i trzeba się liczyć z tym, że wymagania wobec mnie wzrosły. Ale przez to ja też zacząłem od siebie więcej wymagać. Widzę to np. po moich samoocenach – kiedyś dostrzegałem mniej rzeczy, które można zrobić inaczej czy lepiej.

Patrząc na ostatnie miesiące, bardziej jesteś zmęczony czy szczęśliwy?
Dobre pytanie. Długo dyskutowaliśmy z przewodniczącym Zbigniewem Przesmyckim, że odpoczynek jest bardzo ważny. Przyznaję, długo mi zajęło, nim zrozumiałem, że trochę wolnego warto sobie czasem zrobić. Nie chodzi o to, by łapać jak najwięcej meczów. Na początku było dla mnie strasznie trudne usiedzieć w domu, gdy kolejka się toczy i inni sędziują. Ale to przychodzi z czasem, trzeba było do tego dorosnąć, stanąć przed lustrem i powiedzieć sobie „Spokojnie... za dużo...”.

Dla tysięcy młodych ludzi, poczynając od kandydatów na sędziów, jesteś wzorem. Mało kto zdaje sobie sprawę z ogromu pracy, jaką wykonujesz. Jak wygląda Twój „normalny” tydzień, taki, gdy nie masz wyjazdu na Ligę Mistrzów czy żadne zgrupowanie?
Oj, już nawet nie pamiętam takiego tygodnia... Najczęściej rzeczywiście po weekendzie ligowym wpadam tylko zmienić torby ze sprzętem. Kiedyś myślałem, że jak już wejdę wysoko w sędziowskiej hierarchii, nabiorę doświadczenia i będę miał więcej spokoju na odcinanie kuponów. Ale wiadomo, że tak nie jest – następni naciskają, musisz uciekać, widzę przestrzeń na dalszą pracę. Jak wygląda taki „normalny” tydzień? Trzy-cztery treningi biegowe, trzy-cztery treningi siłowe, do tego dochodzą kolejne godziny na tworzenie samoocen i obserwacji telewizyjnych, czy zajęcia taktyczne z dwoma analitykami z UEFA, przygotowujące do kolejnych meczów od strony taktyki drużyn, ich gry, ustawienia itd. Ale do tego dochodzi jeszcze jedna rzecz, z której wcześniej nie zdawałem sobie sprawy – kwestie promocyjne, marketingowe. Raz, dwa razy w tygodniu jestem na spotkaniach w szkołach, przedszkolach, domach dziecka czy zakładach karnych. Choć widzę przecież zjawisko hejtu w internecie, znacznie ważniejsza jest dla mnie kwestia otwarcia się naszej organizacji na świat, kreowania pozytywnego wizerunku, docenienia naszej pracy. I wiem, że takimi spotkaniami mogę sporo w tej kwestii zrobić.

Ile dni spędziłeś w tym roku poza domem?
Policzyłem to: byłem 172 dni poza domem, miałem 112 lotów. Przy czym nie wliczam do tego wyjazdów na Ekstraklasę, bo tam wszędzie poza Niecieczą i Szczecinem jeżdżę w dniu meczu. Córka ma moje zdjęcie nad łóżkiem i powiedziała „Tatusiu, nawet jak ciebie nie ma, to i tak mogę na ciebie patrzeć”, ale doszedłem do tego wraz z doświadczeniem, że wolę skracać te wyjazdy po Polsce. Z Płocka mam naprawdę prawie wszędzie bardzo dobry dojazd.

2017 – to był dla Ciebie rok półfinałów (Liga Europy, mistrzostwa świata U-20). Życzliwi Ci ludzie myślą teraz „Ok, czas na finały”. Ale nie boisz się, że jeśli za szybko wszystko osiągniesz, zabraknie Ci motywacji?
Kto mnie zna, wie, że byłem zawsze koniem wyścigowym – ambitny, zawsze chciałem, musiałem, być pierwszy, zawsze jak najszybciej. Ale w UEFA nauczyłem się cierpliwości. Widzę, że jestem spokojnie przygotowywany do sędziowania na coraz wyższych szczeblach. Następne dwa lata będą bardzo intensywne, plany są długofalowe. W 2018 roku żaden finał mi nie „grozi”, wiem, że nikt nie chce za szybko mnie wystawić na taką ekstremalną presję i odpowiedzialność. A ja też dorosłem do tego, żeby się ograniczać, mówić sobie „spokojnie, twój czas nadejdzie”. Kilku kolegów z Elity też mi powiedziało, że ten głód sędziowania jest zawsze potrzebny.

Do sędziowania, kursów, treningów, podróży, robienia samoocen i obserwacji TV, doszły teraz mecze VAR. Jak odpoczywasz?
Szczerze mówiąc, coraz bardziej rozumiem ludzi z pierwszych stron gazet, którzy przede wszystkim szukają ciszy i spokoju. My z rodziną też tego potrzebujemy – miejsc, gdzie możemy posiedzieć w spokoju, spędzić razem czas, a ja przy okazji mogę się zregenerować. Nawet próba rodzinnego wyjścia na basen nie zawsze dawała nam taki komfort. Na szczęście nie mieszkam w samym mieście, ale pod Płockiem. Do lasu mam 30 sekund od domu i coraz bardziej doceniam naturę, takie proste rzeczy.

Jak w Europie i na świecie oceniani są polscy sędziowie i system VAR w naszym wykonaniu?
Pamiętam, gdy latem po raz pierwszy przyleciał David Elleray (dyrektor techniczny IFAB, odpowiedzialny za prowadzenie testów z VAR), był nieco przerażony naszymi ambitnymi planami. Prosił mnie, żebym próbował namawiać prezesa Bońka do zwolnienia tempa. Poświęciliśmy urlopy w czerwcu, spędzaliśmy godziny na szkoleniach i treningach, ale dziś naprawdę możemy być dumni. Nie chcę porównywać z innymi federacjami, wiem, że jest sporo do poprawy. Ale to właśnie my zostaliśmy zaproszeni w listopadzie do prowadzenia meczu Anglia – Niemcy, gdy po raz pierwszy w Anglii stosowano VAR. Ostatecznie ja nie mogłem tam polecieć, w związku z wyznaczeniem na mecz barażowy o awans na mundial, ale był Paweł Raczkowski z zespołem. Chłopaki świetnie posędziowali, nawet bez użycia VAR-u. To na pewno świadczy o naszej pozycji w Europie.

Wolisz sędziować w systemie uefowskim (w sześciu – z dodatkowymi sędziami asystentami), czy fifowskim (z systemem VAR)?
Nie ma znaczenia, co ja wolę... Oba systemy są OK, jeśli mamy dobrych, przygotowanych ludzi. Nie mogę powiedzieć złego słowa o sędziowaniu w szóstkę. Przez tych kilka lat, odpukać, nie zdarzyła nam się poważna wpadka, wszystko było OK. Na pewno to kwestia podziału odpowiedzialności, zgrania. Nasz zespół, którym jeździmy na uefowskie mecze, to właśnie ma. VAR zaczyna funkcjonować coraz lepiej, można pracować np. nad szybkością decyzji. Na pewno są jakieś niedociągnięcia, ale z każdym tygodniem jesteśmy coraz lepsi. Ważna jest świadomość, że jest ktoś, kto może uratować twoje sędziowskie życie.

Jakie cele stawiasz sobie na 2018 rok? Jesteś bardzo poważnym kandydatem do mundialu, jak wiosną będą wyglądać Twoje przygotowania?
Czeka mnie dużo pracy, zaczynam jeszcze grubo przed Sylwestrem. 26 grudnia wyjechaliśmy z rodziną do Białki. Dla mnie to pierwszy obóz przygotowawczy. Łączę w ten sposób świąteczną, rodzinną atmosferę z koniecznymi treningami biegowymi – to już dla nas taka tradycja. Po Nowym Roku odwdzięczę się rodzinie – lecimy do Tajlandii, gdzie też oni będą odpoczywać, a ja mam swoją pracę do wykonania. Wszystko po to, by być perfekcyjnie przygotowanym na styczniowy kurs UEFA (dla sędziów mających wiosną prowadzić mecze fazy play off europejskich pucharów – przyp. PT) i wyjazd w lutym na kolejne szkolenie FIFA. Takie zgrupowania dla sędziów przewidzianych na mistrzostwa mają być organizowane co miesiąc. Dla mnie ważne będzie też sędziowanie, zwłaszcza drużynom spoza Europy. Możliwość sędziowania kiedyś w Japonii, czy ostatnio w Arabii Saudyjskiej daje ogromnie dużo. Dlatego nawiązałem kontakty jeszcze z innymi federacjami, Chinami, Katarem, i zamierzam kontynuować z nimi współpracę. Niby wszędzie na świecie piłka jest jedna, a bramki są dwie, ale zespoły spoza Europy mają zupełnie inną mentalność, trzeba się z tym oswoić. O tej specyfice przekonałem się już w tym roku, podczas mistrzostw świata U-20 (Szymon sędziował tam m.in. Japończykom oraz półfinał Urugwaj – Wenezuela – przyp. PT). Jeśli na mistrzostwach świata przy obsadach dalej będzie ważne kryterium kontynentalne, takie doświadczenia z innymi konfederacjami, będą dla mnie bezcenne.

Czego więc życzyć Ci u progu kolejnego jeszcze trudniejszego i ważniejszego 2018 roku?
Zdrowia i odrobiny szczęścia! To zawsze jest potrzebne w naszym fachu, jako uzupełnienie ciężkiej pracy.

Rozmawiał Piotr Tenczyński

Regulamin Newslettera
pobieranie strony...
Newsletter - zapisz się!
regulamin
Zapisz się
Wideo