AktualnościFederacja
Marek Koźmiński: 18-zespołowa Ekstraklasa pomoże awansować do europejskich pucharów
Na środowym posiedzeniu Zarządu Polskiego Związku Piłki Nożnej dyskutowano m.in. o reformie rozgrywek Ekstraklasy. Dlaczego zwiększenie ligi do 18 klubów jest najlepszym pomysłem? Jakie korzyści miałoby to przynieść polskiej piłce? Porozmawialiśmy z Markiem Koźmińskim, Wiceprezesem PZPN ds. szkoleniowych.
Reforma rozgrywek Ekstraklasy – na ten temat mówi się ostatnio najwięcej. Dyskutowano o tym również na środowym posiedzeniu Zarządu PZPN.
W profesjonalnej lidze mistrzem Polski powinien być klub, który okaże się najlepszy podczas całego sezonu, a nie ten, który zachowa najwięcej świeżości na finiszu, rozgrywając w trakcie 28 dni kumulację 8 meczów, licząc także finał Totolotek Pucharu Polski. Wtedy może rządzić przypadek, a nie o to przecież chodzi. Budowanie emocji poprzez różnego rodzaju działania i zabiegi pozapiłkarskie jest sztuczne. Liga nie wygeneruje zainteresowania kumulacją spotkań, małą różnicą punktów między drużynami, podziałem na dwie grupy. Ponadto kluby narzekają, że nagromadzenie meczów w okresie kwiecień/maj nie pozwala należycie przygotować się do eliminacji do europejskich pucharów. Termin zakończenia ligi jest późniejszy niż optymalny, a to duży błąd. Celem nadrzędnym dla polskich klubów powinien być bowiem awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów czy Ligi Europy. To okno wystawowe dla polskiej piłki i wartości ligi. System rozgrywek powinien wspierać kluby w jego osiągnięciu. Uważam, że pomoże w tym Ekstraklasa, która będzie liczyła 18 klubów.
Dlaczego?
Wersja 18-zespołowej Ekstraklasy, klasycznej, w jednej grupie, bez żadnego podziału punktów, na pewno wyłoni najlepszy zespól w Polsce. Będzie sprawiedliwa. Ponadto pozwala nam zakończyć rozgrywki troszeczkę wcześniej, a także zmniejszyć kumulację meczów w końcówce, lepiej ułożyć terminarz. To z kolei przełoży się na dłuższy okres wypoczynku, który po prostu musi być po sezonie, na przykład dwutygodniowy. Następnie 3-4 tygodnie okresu przygotowawczego, uzupełnione grami towarzyskimi. Przykładowo – w kolejnym sezonie pierwsze mecze eliminacji Ligi Mistrzów i Ligi Europy mają odbyć się 7 lipca. Gdybyśmy zakończyli obecny sezon nawet 15-17 maja, spokojnie zachowalibyśmy taki okres 7-8 tygodni łącznie na odpoczynek i przygotowania. Moim zdaniem to jest niezbędne, aby zbudować nowy system i zacząć tak funkcjonować. Obecnie jest bowiem tak, że w europejskich pucharach reprezentują nas kluby, które często do ostatnich kolejek ligowych muszą walczyć o swoje. I marne efekty tego oglądamy później na boiskach Europy. Przez sztuczność ligi.
To znaczy?
Nie jest to rywalizacja, która naturalnie powstała na boisku, a została stworzona sztucznie przez podsycanie emocji, klasyfikując tabelę na dwie grupy czy wcześniej dzieląc punkty. OK, zamysł był taki, aby każdy grał o coś, ale tak do końca nie jest. W Polsce większość klubów przed sezonem zakłada, że walczy przede wszystkim o utrzymanie i gdy uda im się już dostać do pierwszej ósemki, to zazwyczaj drużyny z miejsc 5-8 – spokojne o swój los – grają zupełnie o nic i ich mecze nie posiadają pierwiastka walki o punkty, co było założeniem. Warto również wspomnieć o dolnej części tabeli, z której w tym sezonie spadają aż trzy drużyny, co daje 40 procent ogółu! Rzeź niewiniątek będzie trwała do samego końca. To skutkuje tym, że kluby, myśląc już o tych ostatnich kolejkach, zatrudniają dodatkowych piłkarzy. Następuje kumulacja, masz więcej meczów, grasz co trzy dni, jest większa liczba kartek, kontuzji i dlatego potrzebujesz dodatkowych zawodników. Bo jak ich nie będziesz miał, to możesz spaść z ligi albo nie zdobyć mistrzostwa Polski, czy nie zakwalifikować się do europejskich pucharów. Takie zarządzanie nie ma jednak nic wspólnego ze strategią, z wizją zarządzania klubem, z długoterminowością. Czy zasadne z punktu prowadzenia jakiegoś biznesu jest życie z pistoletem przy głowie? Nie! A my sami to sobie fundujemy. Mamy bardzo dobrze opakowany i sprzedawany produkt, który jest marny. Możemy tę jakość poprawić tylko sportowo.
Na początek porozmawiajmy jednak o kwestii finansowej.
Kwestia pieniędzy podnoszona przez kluby brzmi teraz tak: „Jak będziemy dzielili tort na 18 części, a nie na 16, to dostaniemy mniej!”. Owszem, tak będzie, ale Polski Związek Piłki Nożnej zadeklarował, że przez dwa lata uzupełni tę kwotę. Kluby nie powinny więc się o nic obawiać. W 2016 roku na spotkaniu Ekstraklasy w Jachrance zapadły pewne ustalenia, które PZPN konsekwentnie realizuje. Nastąpiła reforma rozgrywek Pucharu Polski, zmniejszono liczbę meczów, zrezygnowano bowiem z rewanżów w ćwierćfinale i półfinale, więc klub z Ekstraklasy w drodze na PGE Narodowy rozgrywa pięć spotkań i finał. W dodatku pula nagród to ponad 6,5 miliona złotych, a zwycięzca otrzymuje 3 miliony. To trzykrotność dotychczasowej nagrody. Można zyskać naprawdę wiele, rozgrywając mało meczów, ale będąc najlepszym. Dokonano również reformy pierwszej ligi i zmieniono warunki licencyjne dla klubów awansujących do Ekstraklasy. Teraz czas na ostatnie ustalanie z Jachranki, należy dokończyć proces reformy, doprowadzając Ekstraklasę do 18 drużyn. Wystarczy bowiem spojrzeć w tabelę UEFA, aby zobaczyć, jak wygląda nasz futbol i na jakich płaszczyznach powinniśmy się poprawić. To kluczowe parametry, a z liczbami ciężko dyskutować.
Omówmy tę tabelę.
Po pierwsze – jeżeli chodzi o przychodowość ligi, to jesteśmy na 19 miejscu ze 125 milionami euro. Różnica między krajami numer 15-18 jest niewielka, wynosi zaledwie kilka-kilkanaście milionów. W klubowym rankingu UEFA notujemy z kolei spadki i w sezonie 2020/2021 plasujemy się na 32 pozycji. To daleko poniżej średniej. Warto dodać, że Lichtenstein jest na 31 miejscu i nie posiada własnych rozgrywek, a drużyny z tego kraju występują w lidze szwajcarskiej. Skoro przychodowo jesteśmy więc na 19 lokacie, a sportowo dopiero na 32, to coś jest nie tak, prawda? Choć przyznaję, że średnia jakość polskiej piłki klubowej jest niemierzalna. Na pewno jest jednak wyższa chociażby od tej w Kazachstanie czy Azerbejdżanie, które są skalsyfikowane wyżej. Ale my tu mówimy o europejskich pucharach! A tam grają najlepsi! My nie. Dlatego trzeba to zmienić. Jeśli chcemy poprawić pewne wskaźniki i przychodowość, to w którym fragmencie segmentu rynku możemy to zrobić? Ticketing? Wątpię, aby w Polsce udało się podnieść ceny biletów o 50 procent. Ale nawet gdyby tak się stało i ludzie chodziliby na mecze z takim zainteresowaniem jak teraz, to i tak znacznie nie podniesiemy tej skali, nie będzie to żadna oszałamiająca kwota. Możemy to łatwo policzyć.
Szukajmy więc dalej.
Druga kwestia, to prawa telewizyjne. Obecnie są na poziomie 25 procent przychodowości wszystkich gałęzi, którymi zarobkuje Ekstraklasa. W stosunku do innych krajów, jesteśmy średnio w wyższej półce. To pole rozwoju, które mamy, też nie jest wielkie. Aczkolwiek, patrząc na to, że jesteśmy 32 nacją klubową w Europie, to jak my sobie możemy policzyć, że telewizja tak łatwo będzie nam dawała duże pieniądze? Trudno to założyć. Te większe pieniądze mogą wpłynąć wtedy, gdy TV będzie miała większe przychody. A kiedy to nastąpi?
Mówimy oczywiście o płatnej telewizji, jak teraz Canal +, który pokazuje ligę.
Dokładnie. Nastąpi to wtedy, gdy telewizja będzie miała wyższy produkt jakościowy, czyli kiedy zaczniemy lepiej grać w piłkę i występować w Lidze Mistrzów czy Lidze Europy, a także wtedy, gdy będzie miała większą liczbę klientów. A więcej klientów będzie gdy – znowu do tego wracamy – będziemy grali w europejskich pucharach i gdy w Ekstraklasie będą występowały większe ośrodki miejskie. To jest czysta arytmetyka. Dzisiaj w piłkarskiej elicie w Polsce nie ma Lublina, drugiej drużyny z Warszawy czy Łodzi, brakuje Bydgoszczy, Rzeszowa, Olsztyna czy więcej ekip ze Śląska. To jest potencjał wzrostu. Gdyby kluby z tych dużych miast grały w Ekstraklasie, na pewno kibice kupowaliby i bilety, i abonament na telewizję, która pokazuje ligę. Liczbowy potencjał wzrostu przełoży się dla telewizji na pieniądze.
Trzecią kwestią we wspomnianej tabelce jest zaś potencjał marketingowy.
Produkt piłkarski w Polsce jest produktem męskim. Ligę w 90 procentach oglądają mężczyźni, w związku z czym produkt, który jest reklamowany przy okazji meczów piłkarskich, jest sprofilowany pod klienta. To mężczyzna wybierze bramę, szlaban czy piłę elektryczną. A tych produktów naprawdę nie ma dużo. Co więcej – nie są to produkty na skalę masową, bo i polska piłka klubowa to nie jest masowa skala. Dlatego spodziewany wzrost przychodowości nie może być duży. Polski rynek marketingowy jest taki, jaki jest i nie da się tego na wielką skalę zmienić.
Kolejną pozycją są inne przychody.
To oznacza samorząd, Skarb Państwa, pieniądze publiczne, które są dawane na funkcjonowanie klubów. Nie możemy jednak oczekiwać, że publiczne pieniądze będą stanowiły o sile ligi. Mało tego – obecnie jest wręcz notowana tendencja, aby te publiczne pieniądze dawane na sport były coraz mniejsze.
Pomóc polskim klubom mogą jedynie występy w europejskich pucharach.
To najmniejsza pozycja w tej skali w naszym przypadku, wręcz marginalna. Nazywa się: wpływy z Europy. Dzisiaj te 5 procent to znikomy pieniądz, bo my jesteśmy słabi, to marne przychody. Ale gdybyśmy sobie założyli, że w perspektywie dwóch-trzech lat mamy szansę zbudować jedną, dwie drużyny, które zadomowią się na dłuższy czas w rozgrywkach grupowych Ligi Mistrzów i Ligi Europy, to możemy mieć szansę, jako polska piłka, że do naszego systemu wpłynie przynajmniej 30 milionów euro rocznie. To wielkie pieniądze, które tylko mogą pomóc i rozwinąć futbol w naszym kraju. Pójdą za tym w górę również inne parametry, o których rozmawialiśmy. Oprócz wymiernej korzyści finansowej z awansu, polskie kluby zyskają również jako całość w Rankingu UEFA o kilka pozycji. Dzięki temu eliminacje do pucharów zaczynać będą nie na początku lipca, a pod koniec, a to kolejne kilka tygodni na pracę w okresie przygotowawczym. Gdyby dwie polskie drużyny dostały się do tych elitarnych rozgrywek, tylko na poziom grupowy – nawet nie dalej – a to jest przecież osiągalne, wygenerują dla polskiej piłki wielkie procentowe wzrosty. Tu są realne pieniądze, które można podnieść. Poprzez swoich reprezentantów w Europie. Jeśli te kluby dostaną te pieniądze, wydadzą więcej na zawodników z naszej ligi, więc zarobią również innym polskie drużyny. Chodzi o solidarity payment. Więcej będzie się również płaciło za naszych piłkarzy, wyjeżdżających do zagranicznych lig. Ktoś może teraz powiedzieć, że nie ma to nic wspólnego z Ekstraklasą, w której zagra 18 klubów. No właśnie ma! Liga w takiej formie pomoże przygotować się do europejskich rozgrywek, sporządzić nowy kalendarz. Co za tym idzie – będzie mniejsze natężenie meczowe i większa kasa. Tu odpowiadam merytorycznie na dwa zarzuty Ekstraklasy S.A.
Czyli Ekstraklasa musi liczyć 18 klubów.
18-zespołowa Ekstraklasa to nie jest może jedyna recepta na problemy, ale sposób, aby pomóc naszym reprezentantom w zdobyciu Europy. Musimy wprowadzić polską piłkę na wyższy poziom. Ciężko dyskutować z liczbami. Można je jednak inaczej przeczytać. Jeśli ktoś ma inny pomysł, niech o tym powie. Ale rozmawiajmy na argumenty.
Rozmawiał Paweł Drażba